Wyświetlenie artykułów z etykietą: Jezioro Lubie

sobota, 13 grudzień 2014 23:28

Nie całkiem zaginiona wieś

Małe miejscowości kryją w sobie wiele skarbów w postaci zabytków architektury sakralnej i świeckiej, wydarzeń historycznych, krajobrazu, a także lub przede wszystkim ludzi. Stąd też przyszedł mi do głowy pomysł, aby co pewien czas przedstawić je na łamach DSI. Będą one przeplatane innymi opowieściami dotyczącymi historii i dziedzictwa kulturowego, jak to ma już miejsce od października. Dodatkowo informacje oraz zdjęcia dotyczące historii naszych terenów pojawiają się na moim profilu facebookowym Johanna Friedrich Goehde.

Pierwszą z tych niezwykłych miejscowości będzie Dzikowo. Dziś znajduje się tam leśniczówka oraz niedawno wybudowany domek mieszkalny, jednak osada ta ogrywała w przeszłości niemałą rolę, a nazwy zawdzięczają jej młyn, kompleks leśny oraz leśniczówki.

Ślady bytności człowieka w tej okolicy sięgają wczesnego średniowiecza, o czym świadczy  grodzisko zachowane na północnym brzegu jeziora Wilżę. Znaleziska archeologiczne potwierdzają, iż było ono stale zamieszkiwane i pełniło funkcję strażnicy przeprawy mostowej na rzeczce pomiędzy jeziorami Wilże i Lubie, a także schronienia dla znajdujących się w okolicy osadach otwartych. 

Zaginiona wieś

Około 1300 roku von Güntersbergowie założyli tu wieś na prawie niemieckim. 3 lutego 1320 Warcisław, książę pomorski, jako opiekun małoletniego margrabiego Henryka nadał klasztorowi augustianek w Pyrzycach patronat nad kościołem w Drawsku i kilka miejscowości leżących na południe do Drawska, w tym właśnie Świniary (Swineshusen). Dotacja ta miała na celu pomóc w zbawieniu duszy Warcisława i jego wszystkich poprzedników oraz margrabiego brandenburskiego Waldemara, który był szwagrem księcia pomorskiego. Z jakichś przyczyn nie doszło wtedy jednak do założenia na naszych terenach klasztoru.

Katastrofą dla nowo powstałych wsi był polsko-litewski najazd na ziemie Nowej Marchii wiosną 1326 roku. Wyprawa wojenna pod przywództwem Władysława Łokietka była skierowana przeciw Brandenburczykom i miała na celu zajęcie terenów Nowej Marchii przez Polskę i Księstwo Pomorskie. Ziemię na wschód od Drawy miałyby zostać przyłączone do Polski, na zachód od niej, do Pomorza. Wyprawa ta spustoszyła całkowicie tereny dzisiejszego powiatu drawskiego. Grabiono, gwałcono, zabijano, plądrowano, a osady obrócono w zgliszcza. Skutki najazdu były odczuwalne jeszcze przez wiele lat, o czym dowiadujemy się z księgi ziemskiej margrabiego Ludwika Starszego z 1337 roku. Księga stworzona dla celów podatkowych ukazuje nam, że jeszcze 11 lat po najeździe większość miejscowości była wciąż opuszczona.  Co Świniary nie zostały wymienione w księdze nawet jako wieś opuszczona, po prostu znikła bezpamiętnie z powierzchni ziemi. 

Las Dzikowski

Dopiero w trzy lata później, 30 grudnia 1340 roku odnajdujemy ją już jako „obecnie opustoszałą wieś Swynhusen”. Radni oraz mieszczanie drawscy otrzymali ją wówczas od margrabiego Ludwika wraz ze wszystkimi prawami w zamian za wierną służbę. Miejsce to zostało określone jako pustkowie, a więc nieuprawiane, niezamieszkałe. Już wtedy większa część przekazanych terenów porośnięta była głównie lasem. Dla miasta i jego mieszkańców służył głównie jako źródło materiału budowlanego, opału oraz las pastewny. Lasem pastewnym określa się przeważnie dębinę, gdyż znajdowały się tam żołędzie będące bardzo dobrą karmą dla świń. Ich wypas rozpoczynał się od połowy września w dąbrowach natomiast w buczynach tydzień później i trwał nawet do końca grudnia. Na utuczenie jednej świni wystarczyły żołędzie z 25-30 starych dębów. Właśnie do praktyki wypasania świń nawiązuje nazwa miejscowości Schweinhausen. Pochodną od niej jest także polska nazwa Dzikowo, w czasach kiedy świnie wypasano w lasach, krzyżowały się one z dzikami i nieco je przypominały.

Wypas świń w lesie. Ilustracja doskonale obrazuje wygląd świń wypasanych w lasach i krzyżujących się z dzikami. Godzinki hrabiego de Beury, XVw. Francja

Według spisu katastralnego z 1566 roku las składał się z dębów, pomiędzy którymi występowały morgi ziemi upranej. Część lasu porastały także świerki. W owym czasie należał do drawskiej rady i przez nią był wykorzystywany.  Prawo wypasu Świn w lesie rada przyznała mieszkańcom Mielenka oraz Oleszna,  za co pobierała opłatę w wysokości 13 szefli owsa od pierwszych i 9 szefli tego samego zboża od drugich. Las graniczył z ziemiami majątku Mielenko należącego wówczas do von der Goltzów, którzy jednak nie mieli prawa korzystania z niego. Z kolei prawo postawienia pasieki i hodowli pszczół drawska rada zachowała dla siebie.

Pomimo sporej własności, rada nie otrzymywała z lasy żadnych dochodów w pieniądzu. Z pewnością mieszkańcy odnieśli wiele korzyści z Lasu Dzikowskiego w postaci opału, budulca oraz bardzo bogatego lasu pastewnego. 

Zasady korzystania z lasu przez mieszczan określała rada. Każdorocznie zbierała się komisja składająca się z członków magistratu oraz przedstawicieli dzielnic, która szacowała ile świń może być wypasanych w lesie. Zależało to oczywiście od urodzaju żołędzi. Przeważnie każdy mógł wypasać dwie świnie przez cztery tygodnie. W takim przypadku należało zapłacić jedynie 3 fenigi od sztuki za tydzień pastuchowi zatrudnianemu przez miasto (1759). Zdarzało się jednak, ze urodzaj buczyny był tak duży, że nie ograniczano mieszczanom liczby świń do wypasu. Należy przy tym zaznaczyć, iż z prawa tego nie mogli skorzystać budnicy, tj. mieszkańcy posiadający jedynie dom (budę) i ogród bez ziemi uprawnej. Prowadziło to częstokroć do sportów. Kiedy w 1730 roku w lesie pojawiło się 30 obcych świń, mieszkańcy ruszyli do lasu, wyłapali je i zabrali do miasta. Świnie jak się okazało należały właśnie do budników. Doprowadziło to do dużych zamieszek pomiędzy mieszkańcami. Dopiero interwencja stacjonującego w drawskim garnizonie eskadronu huzarów Schulenburga przywróciła spokój.

Mapa Schmettau’a z 1788 z zaznaczonym Lasem Dzikowskim oraz mapa Drawy Schultzego z 1765 z zaznaczonym Młynem Dzikowskim

Również sąsiedztwo von der Goltzów z Mielenka nie należało do najprzyjemniejszych. Już w roku 1578 rościli oni sobie prawo wypasu świń w lesie dzikowskim, wbrew stanowi z 1566 roku. Owe prawno zostało wkrótce rozszerzone do tego stopnia, że ograniczało zarządzanie nim przez miasto. Kiedy w 1700 roku miasto zbudowało dom dla gajowego na granicy Żołędowa, von der Goltz, który w międzyczasie zakupił także Żołędowo, nie oponował. Jednak gdy gajowy miał jedną, a jego następca kilka krów – von der Goltz uważał, iż jest to już naruszenie jego prawa własności. Doszło do wielu procesów miasta z nim i jego synem. Ostatni odbył się w 1722 roku z powodu chaty zbudowanej do celów połowu ryb na skraju puszczy. Rościli oni sobie również prawa do wypasu świń jesienią, w trakcie owocowania dębiny, z którego ostatecznie zrezygnowali w 1738 r. W 1751 doszło do nowego sporu pomiędzy Goltzami a miastem i w dwa lata później, kiedy nie został on zażegnany, miasto zajęło obce stado świń. Goltzowie mogli odzyskać swoje stado jedynie pod warunkiem uiszczenia w Drawsku opłaty, w związku z czym doszło w Świdwinie do procesu. Nie wiadomo jaki był jego finał, jednak Goltzowie nie zrezygnowali z prawa wypasu. W każdym bądź razie, właściciele majątków wykorzystywali prawo wypasu aż do ustania tej praktyki. 

Młyn

Poza lasem dzikowskim, nazwę po zaginionej miejscowości otrzymał również młyn napędzany odpływem z jez. Wilże, który znajdował się tam już w momencie przekazania tych terenów miastu, tj. w 1340 roku. W spisie katastralnym z 1566 roku zaznaczono, że należy on do rady miejskiej i funkcjonował jedynie na potrzeby mieszczan. Młynarz został w ten sposób pozbawiony dodatkowych dochodów, jednak nie musiał płacić dzierżawy za młyn.  Zamiast pełnienia służb na rzecz miasta musiał on płacić 4 guldeny oraz ½ beczki masła za pozwolenie wypasu swoich świń w lesie dzikowskim. Młynarz korzystał też za drobną opłata z małych poletek uprawnych oraz miał prawo połowu węgorza przy młynie, za co płacił radzie w gotówce oraz naturze, przekazując im corocznie 8 węgorzy. Samo jezioro Wilże należało do rady. Jezioro posiadało 8 miejsc do połowu, z których wynajmu rada osiągała roczny dochód w kwocie 4 guldenów. Jedynie młynarz mógł nieodpłatnie łowić ryby siecią, ale tylko do połowy jeziora. Do tego samego kompleksu należało także jez. Słowinko.

Dzikowski Młyn  może nie wyglądał on tak malowniczo jak ten z obrazu François Bouchera z połowy XVIII wieku, ale posadowiony był w podobnej scenerii. 

Ważną datą dla Młyna Dzikowskiego była rok 1686, kiedy dokonano próby spławności Drawy. Sól z Kołobrzegu miała być transportowana do Drawska, gdzie założono skład soli oraz warzelnie. Stąd drogą rzeczną towar ten miała być spławiany do Szczecina i Berlina. Przy młynie dzikowskim zbudowano wówczas dwie pierwsze barki, którym nadano imiona Fryderyk Wilhelm i Dorothea. Następnie załadowano je pierwszymi wyrobami drawskiej warzelni i spod Młyna Dzikowskiego wyruszono w podróż Drawą, Notecią, Wartą, kanałem Fryderyka-Wilhlema i Szprewą aż do Berlina. Nie był to jednak jedyny taki przypadek, a spławność Drawy przyczyniła się w znacznym stopniu do rozwoju miasta.  Transportowano tą drogą nie tylko sól, ale również inne towary, które drawscy kupcy sprzedawali na targach, m.in. we Frankfurcie.

Sam młyn nie przynosił więc miastu zbyt dużych dochodów. Dopiero budowa w nim tartaku pod koniec XVII wieku sprawiła, że był on bardziej opłacalny, w szczególności ze względu na pobliskie lasy. Zgodnie z inwentarzem spisanym przez burmistrza Steobana z 1705 roku, młyn od 1699 był dzierżawiony przez Jakoba Kempe, starszego drawskiego cechu młynarzy. Po nim na krótko rezydował w nim Jacob Wiesen. Nie wiadomo z jakich powodów młyn był potem nieobsadzony. Trzykrotnie wystawiano go do przetargu na dzierżawę, aż w końcu w 1706 r. znalazł się chętny, którym był Johann Georg Thiem. Z umowy dzierżawy wynikało, że młynarz musiał zapłacić 300 guldenów oraz 65 guldenów rocznego czynszu. Z młynem zbożowym i tartakiem połączona była gospodarstwo z 6 polami oraz 21 dużymi morgami, łąkami, prawem korzystania z lasu oraz połowu, jak też korzystania z drewna oraz wypasu w lesie dzikowskim. Młynarz mógł też posiadać własny inwentarz żywy oraz pasiekę. W umowie wymieniony jest także Jochen Berndt, młynarz z Głębokiego, który był albo spokrewniony z Thiemmem albo był jego mistrzem. W 1727 roku sporządzano aneks do umowy zezwalający młynarzowi rozbudowanie młyna o kolejne funkcje: mielenie kory dębowej, obróbkę sukna oraz produkcję papieru. W za mian za ten przywilej młynarz miał płacić wyższy czynsz dzierżawny. Dodatkowo w aneksie zniesiono nadzór miasta nad pracą młyna, jednak rada miejska zachowała  dla siebie prawo pierwokupu młyna od właściciela. 

Pozostałości Młyna Dzikowskiego. 2013 rok.

W 1757 Johann Christian Thiemm  sprzedał młyn w Dzikowie za 1050 talarów Erdmannowi Christianowi Wiese. Przekazanie młyna nastąpiło rok później, po uiszczeniu pełnej sumy określonej w umowie kupna. W pięć lat później młyn został sprzedany za 1150 talarów Gottliebowi Wiese, który posiadał go do 1784, kiedy za 1850 talarów nowym właścicielem został Johann Gottlieb Holz. Ten z kolei odsprzedał młyn w 1803 roku przed sądem w Drawsku za 5000 talarów swojemu zięciowi Danielowie Ehrenfried Thimmowi. Owy Thimm pochodził z rodziny Thiemmów z Bornego, a nie ze znanej drawskiej rodziny młynarzy. Musiał być człowiekiem niezwykle kłótliwym i mądrym, gdyż z akt sądu drawskiego wynika, że uczestniczył on w wielu procesach, Szczególnie dużo sporów prowadził z miastem Drawskiem w latach 1810-1814. O jego charakterze może świadczyć fakt, że nie zrażał się przegranymi - odwoływał się do wyższych instancji i wygrywał w Sądzie Komorzym w Berlinie. 

W 1836 Daniel Ehrenfried Thimm sprzedał młyn z wyłączeniem domu mieszkalnego, zagrody, ogrodu, pasieki i stajni, ogrodu nad jeziorem, łąki nad jez. Lubie i 4 mórg pola uprawnego za 300 talarów oraz 50 talarów czynszu młynarzowi Friedrichowi WIlhemowi Zulägerowi z Orla. Umowa ta obowiązywała do 1842 roku ale już rok wcześniej Thimm sprzedał cały majątek młynarski Eugenowi Karlowi Heinrichowi Sigismundowi von Brockhausen z Mielenka za 8300 talarów zachowując dla siebie i swojej żony prawo dożywotniego mieszkania na terenie gospodarstwa młynarskiego, co miało miejsce do 1853 roku.

Letnia rezydencja von Brockhausenów w Dzikowie, późniejszy dom opieki oraz sierociniec. Widok od północnej strony jez. Wilże.

Majątek pozostał w rękach rodziny von Brockhausen do lipca 1913 roku, kiedy to zakupił go Hans Rasch, pułkownik ze Stargardu. Po nim powrócił on we władanie miasta Drawska, jednak młyn już nie funkcjonował. 

XX wiek

Po wielkiej inflacji roku 1923 sytuacja finansowa powiatu drawskiego uległa znaczącej poprawie. Władze powiatowe zdecydowały się na organizację domu opieki dla dzieci oraz schroniska młodzieżowego w dawnej willi letniej von Brockhausenów. Jego otwarcie miało miejsce 12 września 1927 roku.

Do tej pory potrzebujące odpoczynku dzieci były wysyłane do ośrodków poza powiatem drawskim, co powodowało duże koszty w jego budżecie. Cierpiały także rodziny, gdyż często nie były one w stanie odwiedzić swoich dzieci w ciągu 4-6 tygodniowych turnusów. 

Ośrodek dla dzieci znajdował się w parku o powierzchni 6 mórg. W budynku zainstalowano nowe instalacje wodociągowe, aby dostosować go do obowiązujących warunków sanitarnych. Dzięki sprzyjającym warunkom, przede wszystkim otaczającej ośrodek naturze, dzieci szybko powracały do zdrowia. Jednorazowo mogło tu przebywać ok. 30 dzieci na 6 tygodniowym turnusie.  Poza tym ośrodek opiekował się ok. 25-30 sierotami, które przybywały tu często już jako niemowlaki.

Pocztówka ukazująca widok na jez. Jelenie, ścieżki w Lesie Dzikowskim oraz restaurację Hubertus.

Walory Lasu Dzikowskiego docenili też mieszkańcy. Bardzo często przyjeżdżali tu na, jakbyśmy to dziś określili, weekendowe wypady. Przeważnie spacerowano po lesie, kąpano się w jeziorach przylegających do niego, piknikowano. Z czasem w dotychczasowych leśniczówkach zaczęto serować gościom kawę oraz aranżować pokoje gościnne. Nad jez. Jelenie powstała nawet restauracja służąca mieszkańcom. Walory wypoczynkowe Lasu Dzikowskiego były znane daleko poza granicami powiatu drawskiego. Przyjeżdżali tu goście szukający wytchnienia na łonie natury m.in. ze Szczecina, Berlina czy Drezna.

Leśniczówka nad jez. Jelenie w okresie międzywojennym.

Po drugiej wojnie światowej miejscowości nadano nazwę Dzików. Dom opieki nad dziećmi i sierociniec zostały przejęte przez Lasy Państwowe. Praktycznie cały obszar Lasu Dzikowskiego został włączony do powstającego poligonu drawskiego. Leśniczówkę oraz restauracje nad jez. Jelenie zniszczono.

Bibliografia:

  • Brockhausen von, Marion: Die Geschichte der Familien v. Brockhusen, v. Brockhausen, v. Bruchhausen, 1996.
  • Codex diplomaticus Brandenburgensis: Sammlung der Urkunden, Chroniken und sonstigen Quellschriften, Berlin 1859 Teil 1 Bd. 18, A. Riedel.
  • Gollmert, L.: Das Neumärkische Landbuch Markgraf Ludwigs des Älteren vom Jahre 1337. Nach einer neu aufgefundenen Handschrift des vierzehnten Jahrhunderts, 1862.
  • Kaltschmidt T.: Das Kreis-Krinderheim, w: Unser Pommerland, Jg 13, 1928.
  • Niessen, P.v.: Geschichte der Stadt Dramburg - Festschrift zur Jubelfeier ihres sechshundertjährigen Bestehens, 1897.
  • Pommersches Urkundenbuch. Bd. 5. Abt. 2, 1317-1320.
  • Ruprecht, K.: Das Landkreis Dramburg. Eine Dokumentation,1976.
  • Skrycki R., Prace kartograficzne w dolinach Odry, Warty i Noteci w okresie fryderycjańskim, 2013.
  • Thiem: Geschichte uber Schweinhausen bei Dramburg. Heimatkalendar fur den Kreis Dramburg, 1930
Dział: Odkrywcy

Kolejnych pięć kamer zostało zamontowanych w gminie Drawsko Pomorskie. W skład zestawu weszły wysokiej jakości kamery zewnętrzne, radiolinię zintegrowaną, a punkt prowadzenia obserwacji wzbogacił się o DisplayPort Hub i duży telewizor.

Nowe kamery zostały zamontowane na ulicach: Gen. W. Sikorskiego, Obrońców Westerplatte, Kolejowej, Dworcowej i na plaży w Gudowie.

Jak informuje drawski ratusz na wybrane lokalizacje montażu kamer zdecydowano się po dokonaniu analizy miejsc i obszarów:

  • ‒ ważnych pod względem lokalizacji obiektów istotnych, odnowionych, 
  • ‒ wagi tych miejsc pod względem gromadzenia się, ilości i częstości przebywania osób w monitorowanym obszarze, 
  • ‒ obszaru, jaki będzie objęty zasięgiem kamer,
  • ‒ ilości zdarzeń na tym obszarze, możliwości zamontowania kamer (prawa własności nieruchomości).

Do głównych korzyści wynikających z wdrożenia sytemu monitoringu wizyjnego należy zaliczyć:

  • ‒ przeciwdziałanie dewastacji i uszkodzeń mienia prywatnego i miejskiego,
  • ‒ zapewnienie porządku publicznego,
  • ‒ wzrost poczucia bezpieczeństwa mieszkańców,
  • ‒ działania prewencyjne,
  • ‒ przeciwdziałanie aktom wandalizmu,
  • ‒ zmniejszenie przestępczości i gromadzenie materiałów dowodowych przeciwko sprawcom przestępstw i wykroczeń,
  • ‒ kontrolowanie ruchu ulicznego.  

Koszt montażu i uruchomienia systemu monitoringu wizyjnego wyniósł blisko 90 tys. złotych z tego kwota dofinansowania wynosi 25 tys. złotych i jest to najwyższe możliwe do uzyskania dofinansowanie. Zadanie współfinansowane przez Unię Europejską z Europejskiego Funduszu Rolnego w ramach działania 413 „Wdrażanie lokalnych strategii rozwoju" dla małych projektów objętego Programem Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013.

 

wtorek, 12 sierpień 2014 00:00

Silny wiatr wywrócił łódź na jeziorze Lubie

W dniu dzisiejszym około godz. 14:30 mocno powiało i padał deszcz.  Trzydzieści minut później (15:00) do powiatowego stanowiska kierowania wpłynęło zgłoszenie o tonącej łodzi na jeziorze Lubie.

Dyspozytor wysłał do Lubieszewa jednostki z Drawska i Złocieńca wyposażone w łodzie motorowe. Jak się okazało na miejscu na jeziorze przebywały w wodzie dwie osoby w kamizelkach ratunkowych, a ich łódź była zatopiona. Strażacy podjęli topielców i przekazali pod opiekę ratowników medycznych. Dalsze działania polegały na uratowaniu łodzi, która nabrała wody i znajdowała się pod powierzchnią wody. Ostatecznie udało się uratować sprzęt pływający. Akcja trwała ponad 3 godziny.

 

Dział: Złocieniec
czwartek, 24 lipiec 2014 00:00

Jez. Lubie: zatrzymany kłusownik

173 sztuki ryby, kilkaset metrów sieci oraz pupy zostały znalezione przy 42-latku, który kłusował na jeziorze Lubie. Mężczyzna trafił do policyjnego aresztu. Wkrótce usłyszy zarzut.

Od wczesnych godzin rannych drawscy policjanci prowadzili obserwację na jeziorze Lubie. Z informacji jaką uzyskali, mieszkaniec pobliskiej miejscowości miał dokonywać nielegalnego połowu ryb. Informacja ta potwierdziła się. Funkcjonariusze szybko dostrzegli na jeziorze 42-latka, który zwijał do swojej łódki wcześniej zastawione sieci. Kiedy mężczyzna dobił do brzegu został zatrzymany. Policjanci w jego drewnianej łodzi znaleźli 126 sztuk okonia, 35 sztuk płoci, 9 leszczy, 2 sztuki krompia i jedna świnkę. Oprócz tego posiadał przy sobie 3 sieci o długości 50 metrów każda. Kolejne sieci oraz pupy funkcjonariusze znaleźli podczas przeszukania pomieszczeń gospodarczych należących do mężczyzny. 

Wszystkie nielegalnie posiadane przedmioty oraz używana przez kłusownika łódź zostały zabezpieczone jako dowody w sprawie.  42-latek trafił do policyjnego aresztu. Wkrótce usłyszy zarzut nielegalnego połowu ryb. Ustawa o rybactwie śródlądowym za ten czyn przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 2.

Dział: Złocieniec
poniedziałek, 02 czerwiec 2014 00:00

Boja na Lubiu pomoże znaleźć Drawę

To, że wielu kajakarzy ma problem ze znalezieniem ujścia rzeki Drawy z jeziora Lubie wiedzą wszyscy z „branży kajakarskiej”. Podejmowane było wiele prób oznaczenia na Lubiu szlaku Drawy. Jednak tablice ginęły za każdym razem jak zostały postawione. W tym roku Andrzej Rusiecki właściciel Jędrkowego Zakola i Jędrkowej Przystani postawił boję na Jeziorze Lubie na wysokości ujścia Drawy z jeziora. Obecnie boja jest widoczna z bardzo daleka. Wystarczy wypłynąć na wodę z plaży Murzynka i już ją widać. Jest to duża żółta boja wielkości znanej wszystkim ze szkoły piłki lekarskiej z napisem po obu stronach " TU SZUKAJ DRAWY".

Pozostaje mieć nadzieję, że nowe oznakowanie nie będzie przeszkadzać i boja będzie służyć turystom. 

Oznaczenie jest naprawdę bardzo potrzebne. Nie jedna grupa tam błądziła i szukała w trzcinach ujścia rzeki. A jak wynika z relacji płynących to bywało że trwało to i czasem prawie godzinę.  - informuje DSI Andrzej Rusiecki.

 

poniedziałek, 28 kwiecień 2014 00:00

Diabelskie półwyspy nad Lubiem, Siecinem i Wąsoszem

Od kilku lat zajmuję się badaniem dawnych legend naszego regionu i jak nieraz już zaznaczałem, zaliczam je do dziejów Pojezierza Drawskiego. Kiedy ruszam jednym z licznych szlaków i tych oznakowanych i tych, które sam sobie skonstruowałem, zawsze robią na mnie duże wrażenie miejsca, o których wiem, że związane są z nimi stare legendy. Kiedy dowiem się o tych legendach po zrealizowaniu wędrówki, narasta we mnie ogromna chęć powrotu na tę trasę. Tłumaczę to sobie tak, że jest to już zupełnie inny szlak, bowiem jest to szlak, który został na nowo przystrojony tajemnicą i ludzką fantazją.

Moje zainteresowanie budzą oryginalne legendy występujące tylko w jednym miejscu jak np.: legenda o Adamowym Tańcu, legenda o Francuskim Stanowisku, czy też legendy o powstaniu niektórych miejscowości. Ale wcale nie mniej intrygujące są tzw.  serie legend (to taka moja robocza nazwa). Legendy te opierają się na bardzo podobnym motywie przewodnim, jednak każda z nich jest trochę inna. Dzisiaj opowiem legendy z takiej serii, która powstała wokół bardzo charakterystycznych półwyspów, które wydają się być rezultatem czyjejś chęci przepołowienia jezior. Na Pojezierzu Drawskim znalazłem trzy takie legendarne półwyspy, a raczej, jak zaraz się przekonamy, diabelskie półwyspy. Znajdują się one nad trzema wspaniałymi jeziorami: Lubie, Siecino i Wąsosze.

Rozpoczniemy od dwóch legend związanych z półwyspem, który znajduje się w pobliżu wsi Linowno, a przed II wojną światową nazywany był półwyspem Woltersdorf (dawna nazwa Linowna). Obecnie przyjęła się nazwa Ostry Róg. Cypel wieńczący ten półwysep nazywany był dawniej Teufelspitze, czyli Diabelski Cypel. Ta intrygująca nazwa związana jest ze starą legendą, której dwie wersje udało mi się odnaleźć:

  • Legenda o diable i pasterzu

Przed wieloma laty nad jeziorem Lubie pewien pasterz pasał swoje owce, jednak nie był zadowolony z wyeksploatowanego pastwiska i tęsknie spoglądał na przeciwległy brzeg, gdzie obok karwickiego pałacu widać było piękne miejsca wypasu. Jakże wspaniale byłoby przejść z całym swoim stadem na te obszerne i świeże łąki. Kiedy pewnego dnia te uporczywe myśli powróciły po raz kolejny, z tumanu kurzu wyłonił się nagle dziwny wędrowiec, który zapytał pasterza, nad czym tak rozmyśla. Owczarz opowiedział nieznajomemu o swoim pragnieniu, a wtedy wędrowiec rozpromienił się: „Nie ma nic prostszego. Mogę wybudować dla ciebie i twego stada most. Zrobię to przez jedną noc, skończę pracę do jutra rana, zanim trzykrotnie zapieje kur. Będziesz mógł popędzić swoje owce na upragnione łąki!”. Pasterz słysząc te przechwałki roześmiał się szczerze i poklepał protekcjonalnie wędrowca po plecach. Jednak tamten był poważny i zaproponował zakład, w którym pasterz miałby postawić swą duszę. Teraz dopiero owczarz spoważniał. Przeszył go dreszcz trwogi, gdyż zbyt późno zrozumiał, że ma do czynienia z samym diabłem. Nie chciał jednak drażnić czarta swoją odmową, a poza tym rzeczywiście uważał, że nikt nie zbuduje takiego mostu przez Lubie w ciągu jednej nocy, nawet jeśli byłby księciem piekieł. Po chwili zastanowienia pewny swej racji pasterz podjął wyzwanie i przyjął zakład. Zanim trzeci raz zapieje kogut w majątku ziemskim w Karwicach most miał zostać zbudowany. Wędrowiec przyjął teraz swą prawdziwą postać diabła i począł ze świstem fruwać nad brzeg jeziora, wrzucając do wody ogromne ilości piasku. Pędzał tak w tę i z powrotem, budując szeroką groblę prowadzącą na drugi brzeg. W pośpiechu gubił liczne głazy przenoszone razem z piaskiem, dlatego dziś tak wiele kamieni możemy znaleźć w okolicach jeziora. Kiedy pierwszy raz odezwał się kogut w Karwicach most był prawie gotowy i pasterz przeraził się. Rzucił się na kolana i gorąco modlił się, wzywając Pana Boga na pomoc. Ostatecznie został wysłuchany. Kiedy diabeł pędził nad jezioro z ostatnimi kamieniami, karwicki kogut zapiał dwukrotnie, nie robiąc przerwy. Wściekły diabeł rzucił z rozmachem trzymane kamienie, burząc prawie ukończony most. Musiał  odejść z niczym. Miejsce, w którym zawarty został zakład do dziś nosi nazwę Diabelskiego Cypla . [i]

Pałac w Karwicach

Inną legendę dotyczącą Diabelskiego Cypla, odnalazłem w artykule Harryego Voya, który z kolei powołuje się na opowieść Ottona Rambowa z Drawska Pomorskiego:

  • Legenda o diable i rybaku

W miejscu, które nazywa się Diabelskim Cyplem pewien niefrasobliwy rybak zapisał swą duszę diabłu, w zamian za co przez siedem lat miał mieć bardzo bogate połowy ryb i stać się przez to bogatym. Nadeszły piękne lata i czas biegł bardzo szybko. Rybak zapomniał o kontrakcie. „Może to był tylko zły sen” – myślał. Na tydzień przed upływem siódmego roku spotkał jednak nad jeziorem diabła, a ten przypomniał mu o obietnicy oddania duszy. Zmartwiony rybak wrócił do domu, gdzie wyznał wszystko swojej żonie. Oboje małżonkowie długo zastanawiali się, co uczynić, żeby przechytrzyć diabła. W końcu żona naszyła na ubranie rybaka dwa wielkie białe krzyże. Dodatkowo wieczorem rozciągnęła dwie białe liny wzdłuż i w szerz łodzi, tak że powstał krzyż chroniący przed złymi mocami. Nocą oboje małżonkowie wyruszyli na połów ryb w okolice półwyspu Woltersdorf. Punktualnie o północy pojawił się diabeł i zażądał duszy rybaka. Kiedy jednak zobaczył krzyże, zatrzymał się i zaczął straszliwie kląć. Zagroził, że wywoła huragan i fale Lubia pochłoną małżeństwo wraz z łodzią. Nadął mocno policzki i zaczął dmuchać raz z południowej, a raz z północnej strony. Żona rozkazała rybakowi wiosłować, podczas gdy sama chwyciła za ster. Kiedy diabeł dmuchał od północy kierowała łódź na południową stronę. Kiedy natomiast pchał fale z południa, łódź była już na północnej stronie. Trwało to dłuższy czas, aż w końcu diabeł nie mógł dalej dmuchać, ponieważ rozbolały go policzki. Wtedy w złości wyrwał ziemię z brzegu i rzucił w kierunku łodzi. Na szczęście nie trafił. Rzucał zresztą wielokrotnie, lecz ciągle bez skutku. W końcu zmęczony zbliżył się do łodzi. Wtedy kobieta wyciągnęła ze swego ubrania uszyty krzyż i pokazała diabłu, na co ten zostawił małżeństwo w spokoju i uciekł. Ludzie opowiadają odtąd, że w tym miejscu jezioro ma dwa szczególnie głębokie miejsca, gdyż diabeł wyrywał ziemię również z dna jeziora.  

Dziś na pięciohektarowym półwyspie Woltersdorf (Ostry Róg) znajduję się pole namiotowe, które jest doskonałym miejscem do podziwiania zachodów słońca nad wielkim jeziorem Lubie. 

Podobną legendą poszczycić się może wieś Siecino. Na wschód od niej znajduje się wielki półwysep, który przecina jezioro Siecino w połowie. Ze wsi bez trudu dojdziemy tam polnymi drogami. Półwysep nazywany niegdyś „Zetziner Nase” (Sieciński Nos) jest dziś pokryty lasem, a wzdłuż jego brzegów prowadzi ścieżka dogodna dla pieszych turystów. Południową część półwyspu zajmuje wzgórze 147 m. n. p. m. zwane kiedyś Werder (Ostrów). Północny odcinek również pokryty jest wzniesieniami. Te dwie części były kiedyś jeziornymi wyspami, które dziś oddziela leżący nad strumieniem Rakoń płaski teren. To magiczne miejsca, o których opowiadano niegdyś liczne legendy o pięknych syrenach, ale dziś opowiemy tylko tę która związana jest z pewnym diabelskim zamiarem. 

Wieś Siecino i półwysep Sieciński Nos.

Wszystkie legendy związane z Siecińskim Nosem poznałem za pośrednictwem przedwojennego złocienieckiego nauczyciela Antona Hellera, który nie tylko zbierał regionalne legendy ale również potrafił je barwnie opisywać miedzy innymi w kalendarzu ojczyźnianym [ii]  wydanym w 1929 r. Poniższa legenda tłumaczy, skąd wziął się półwysep tak głęboko wcinający się w wody jeziora Siecino:

  • Diabelski Nasyp

Na zachód od pałacu w Gawrońcu, na tak zwanej Zamkowej łące znajduje się góra nazywana niegdyś Werderem, gdzie przed wiekami wznosił się doskonale obwarowany zamek, należący do rycerzy-rabusi, czyli raubritterów. Zamek oblany był wodami Jeziora Gawronieckiego, które sięgało wówczas dalej niż dziś. Do twierdzy można się było dostać się tylko przez solidny zwodzony most. Nocami niesforni rycerze opuszczali zameczek, żeby pustoszyć okoliczne wioski na zachodnim brzegu jeziora Siecino. Rabowali i podpalali ludzkie domostwa, nie znając żadnej litości. W okolicy panował strach i rozpacz, tylko wsie po wschodniej stronie jeziora cieszyły się spokojem i dobrobytem. Jedyna droga z Gawrońca na drugą stronę jeziora Siecino prowadziła przez Rosenhoeh (dziś Słowianki), gdzie mieszkali znani z waleczności dobrzy rycerze. A to oni właśnie byli właścicielami wsi tak bardzo pożądanych przez raubritterów. Aby złupić Chlebowo i inne wsie po drugiej stronie jeziora panowie z Gawrońca wpadli na pewien pomysł. Wspomnieć trzeba, że niemal całe jezioro bez północnej zatoki należało do niesławnych rycerzy z Gawrońca. Postanowili oni wybudować nasyp, który umożliwiłby przeprawę i odcinałby północna zatokę należącą do właścicieli Słowianek. Ruszyły prace, lecz toczyły się bardzo powoli. Jezioro było w tym miejscu wąskie ale bardzo głębokie. Służba panów z Gawrońca pracowała długie tygodnie wożąc ziemię i kamienie, lecz efektów nie było widać. Rycerze pędzili wszystkich okolicznych chłopów do pracy, zmuszając ich do porzucania skromnych gospodarstw. Biednym kmiecim rodzinom zaglądał głód w oczy. Wreszcie jeden z pracujących nad groblą chłopów krzyknął w bezsilnej złości: „Do diabła! Oddałbym wszystko, żeby zakończyć tę udrękę!”. Ledwo wyrzekł te słowa, a pojawił się czort i rzekł do osłupiałego chłopa: „Wzywałeś mnie i oto jestem!”. Chłop milczał, a diabeł mówił dalej bardzo przyjaznym tonem: „Nigdy nie zbudujecie tej grobli własnymi siłami, jezioro ma tutaj prawie 50 metrów głębokości, a pod wodą są silne prądy. Będziecie tu pracować dotąd, aż stracicie wszystkie siły, a wasze rodziny poumierają z głodu. Jeśli poważysz się na ucieczkę, to wiesz, co cię czeka. Nie minie wiele godzin, kiedy raubritterzy znajdą twą chatę i puszczą ją z dymem, a ty w najlepszym wypadku powrócisz tu w kajdanach”. Chłop patrzył na demona w bezsilnej złości, gdyż wiedział, że jego słowa odpowiadają smutnej prawdzie. „To ja jestem Twoją nadzieją!” – kontynuował czort – „Mógłbym zbudować groblę w ciągu jednej nocy i uwolnić cię od tej bezsensownej pracy. Twoi panowie będą Cię też uważać za dzielnego człowieka i czekać Cię będzie wiele nagród. Wystarczy, że zapiszesz mi swą duszę, a nim kur zapieje, grobla będzie gotowa i będziesz mógł przejść suchą nogą na drugą stronę jeziora”.  Zmęczony chłop pomyślał o losie swych głodnych dzieci i w końcu przyjął propozycję. Pakt został podpisany i chłop nieco spokojniejszy wrócił wieczorem do swej chaty. Diabeł wziął się natychmiast do pracy rozpoczynając sypanie grobli od chlebowskiej strony. Tymczasem dręczony wyrzutami sumienia nieszczęsny kmieć opowiedział wszystko swej żonie. Kobieta była przerażona: „Cóżeś uczynił? Sprzedałeś swą duszę i czeka Cię wieczne potępienie! Nigdy na to nie pozwolę, to można jeszcze odwrócić. Połóż się teraz do łóżka, a ja wezmę się za księcia piekieł!”. O północy niewiasta ruszyła do kurnika i głośno klasnęła w dłonie trzykrotnie, obudzony kogut zapiał głośno. Posłyszały to koguty w sąsiedztwie i również poczęły piać, zawtórowały im koguty z sąsiedniej wioski, aż w końcu przedwczesne pianie kura dotarło nad jezioro Siecino. Diabeł przerwał pracę i zdumiał się. Grobla była gotowa tylko w połowie.

Tymczasem chłop, który zawarł wcześniej kontrakt z diabłem przybył o świcie nad jezioro. Tutaj spotkał wciekłego diabła, który wrzasnął mu w twarz: „Gdybym wiedział, że wypaplasz wszystko swojej starej, to bym Ci nie pomagał! Teraz będę sr..ł na to, że was rycerze tak bardzo dręczą!”. To mówiąc, diabeł zrobił na brzegu wielką kupę, z której rozchodził się straszny smród. Z wielkim hukiem odleciał w nieznane. Wielka kupa diabelskich odchodów przekształciła się w kamień, który do dziś leży nad brzegiem jeziora, a w wilgotne noce rozchodzi się od niego okropna woń .[iii]

Przeniesiemy się teraz nad jezioro Wąsosze. Mniej więcej w połowie tego jeziora znajduje się znaczne zwężenie, gdzie położone na przeciwległych brzegach cyple niemal dotykają się nawzajem. Woda jest tu znacznie płytsza niż w innych miejscach. Przez środek jeziora ciągnie się podziemny nasyp będący przedłużeniem cyplów, który dzieli jezioro na dwa oddzielne zbiorniki. Patrząc na mapę mamy wrażenie, jakby jezioro zostało złamane w tym miejscu. Łączący cyple podziemny nasyp dawni mieszkańcy okolic nazywali Diabelską Ławą. O powstaniu tego miejsca opowiada bardzo intrygująca legenda opisana przez Antona Hellera w przedwojennym Kalendarzu Ojczyźnianym (Heimatkallender):

  • Diabelska Ława    [iv]

W położonym po zachodniej stronie jeziora folwarku Sułoszyn (dawniej: Zuehlskamp) żył niegdyś kłusownik, który - trawiony jakimś niepokojem - ciągle przemierzał rozległy las po zachodniej stronie Wąsosza, intensywnie polując na dzikiego zwierza. Niemal każdej nocy dźwigał do swojej chałupy ubitą sarnę, jelenia a nawet dzika. Po kilku latach tak bardzo przetrzebił zwierzynę w okolicy, że trudno było tam spotkać choćby jedną zagubioną sztukę. Kłusownik tęsknie spoglądał na drugą stronę jeziora, gdzie rozciągały się lasy należące do majętności Bagienny Dwór (niem. Bruchhof), dziś noszącej nazwę Wąsosz. Ten kompleks leśny łączył się z lasami Bobrowskim i Siemczyńskim, borem nad jeziorem Krzemno oraz wielką puszczą w okolicach Będlina i Świerczyny, należącą do króla Prus. Były to więc ogromne i wspaniałe tereny łowieckie, pełne dzikiej zwierzyny. Zmartwiony kłusownik stał nad brzegiem jeziora i długo zastanawiał się, jak pokonać wodną przeszkodę oddzielającą go od tego kłusowniczego raju. Obejście jeziora zabrałoby mu wiele godzin, poza tym było bardzo niebezpieczne ze względu na liczne bagna.

Na polowaniu stara widokówka

Kiedy pewnego wiosennego wieczoru kłusownik, trzymając w ręku swoją fuzję, znowu stał zamyślony nad brzegiem jeziora Wąsosze, nieoczekiwanie wyrósł obok niego elegancko wystrojony mężczyzna. Kłusownik zdębiał ze strachu, gdyż był przekonany, że został właśnie przyłapany z bronią w ręku przez jednego z gajowych. Obawa jednak okazała się nieuzasadniona, gdyż obcy krzywo się uśmiechnął i uprzejmie zagadnął: „Witaj leśny człowieku. Znam dobrze twe pragnienia i mogę je zaspokoić. Jeszcze dziś wybuduję dla ciebie nasyp przez środek jeziora, a ponadto podaruję ci wolną kulę (Freikugel), abyś zawsze niezawodnie trafiał zwierza, którego chcesz upolować. Musisz tylko spełnić jeden nieistotny warunek… Wystarczy, że zapiszesz mi swoją duszę”. Słysząc te słowa, kłusownik przyjrzał się bliżej swojemu rozmówcy i poznał, że stoi przed nim sam diabeł, książę ciemności we własnej osobie! Nie potrafił jednak zachować rozsądku, gdyż drążyła go nieodparta chęć polowania w bogatych w zwierzynę lasach na przeciwległym brzegu. Bez namysłu odrzekł: „Czym dla mnie jest moja dusza? Czym dla mnie jest duchowość? Sensem mojego życia jest przyjemność leśnych łowów. Teraz pragnę tylko polować, polować bez końca!”. „Świetnie!” – rzekł szatan – „Przyjdź więc jutro wieczorem nad strumień, który wpada do jeziora Krosino, tam gdzie rośnie trójdrzewo, odnajdziesz moją chatę. Odleję dla ciebie wolną kulę, a potem zbuduję nasyp przez jezioro Wąsosze. Tę robotę skończę do przed nadejściem świtu i wtedy podpiszesz własną krwią umowę, która pozwoli mi przejąć po śmierci twoją duszę”. 

Kłusownik przybył punktualnie do chałupy, nad którą wznosiły się pnie trójdrzewa. Diabeł stał już przed paleniskiem i szurał w nim pogrzebaczem. W mgnieniu oka odlana została wolna kula, którą szatan przekazał kłusownikowi. Następnie z sykiem i łoskotem diabeł ruszył w kierunku jeziora Wąsosze, by spełnić drugą część kontraktu i zbudować nasyp. Praca okazała się bardzo ciężka, gdyż musiał wyrywać ziemię położoną między gęsto rosnącymi drzewami, a jezioro było wówczas bardzo głębokie. Jednak posiadając wielką moc, bies radził sobie z tymi przeciwnościami i do północy połowa nasypu była już gotowa. 

Wtedy wydarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. W jeziorze Wąsosze żył od wieków wodnik, który odpoczywał właśnie w swoim ulubionym miejscu na wyspie zwanej Piotrowym Ostrowem, otoczony licznym dworem wodnych duchów: rusałek, utopców, wiłów, nimf i syren. Cała czereda rozsmakowała się w spokoju jaki panował tam późnym, wiosennym wieczorem. Początkowo wodnik nie zwracał uwagi na praśnięcia ziemi wrzucanej przez diabła do wody, gdyż przypuszczał, że jest to szmer jeziornych fal. Kiedy jednak księżyc oświetlił powierzchnię jeziora, wodnik zobaczył, że jego taflę przecina dziwaczny nasyp. Dostrzegł też diabła biegającego z ziemią w tę i z powrotem. Cały dwór władcy i opiekuna jeziora był oburzony i wstrząśnięty. „Ten obcy śmiał wtargnąć na nasz teren i bez pytania nas o zdanie dokonać brutalnego podziału jeziora” - mówili. Wodnik wydał rozkaz, żeby wszystkie jeziorne duchy ruszyły do zatoki, nad którą leżało Bobrowo i mocno rozkołysały wodę. Pomocny okazał się też wiatr, który nagle począł wiać w kierunku południowo-wschodnim. Nie minęła nawet godzina, a już w stronę diabelskiego nasypu ruszyły wysokie fale, które jedna po drugiej rozbijały się o jego brzegi. Nasyp począł niknąć w oczach. 

Tymczasem pracujący nad drugą połową wału diabeł był tak zajęty wyciąganiem ziemi z lasu, że nawet nie zauważył, że pierwsza część jego pracy została całkowicie zniweczona przez wodnikowych dworzan. Dopiero kiedy na horyzoncie pojawiła się czerwona łuna wieszcząca rychłe nadejście świtu, zakończył swą pracę, spojrzał na swoje dzieło i zawył z gniewu, który wstrząsnął całym jego ciałem. Pierwsza połowa nasypu była kompletnie zniszczona, wielkie fale zmieniły wysoki wał w płaską, podwodną ławę! Cała praca poszła na marne, nie dostanie bies upragnionej kłusowniczej duszy! Promienie słoneczne zaczęły właśnie wyłaniać się zza gęstej ściany lasu Dworu Bagiennego. Nie pomogły przekleństwa i ryki wściekłości, diabeł pracował całą noc daremnie.

Wodnik śmiał się i szydził widząc bezsilną wściekłość i wzburzenie czarta, który ze straszliwym hukiem i łoskotem odleciał do swojego domostwa nad Krosinem. Wtedy duchy wodne wzięły się do pracy i zburzyły pozostałą część nasypu. Pozostały po nim tylko dwa wcinające się w jezioro półwyspy i podwodna Ława Diabelska. Miejscowi rybacy wiedzieli, że nie wolno się do niej zbliżać, szczególnie w nocy, gdyż wodne zjawy nienawidziły tego miejsca i chętnie wyładowywały swoją złość na ludziach przypadkiem tam przebywającym.

Kłusownik wrócił do Sułoszyna bardzo rozczarowany. Nie mógł skorzystać ani z nasypu, ani z pozostawionej mu wolnej kuli, gdyż po tej stronie jeziora nie było już zwierza godnego jego uwagi. Wkrótce wpadł na pomysł, żeby zatrudnić się jako parobek w majątku leśnym w Wąsoszu, ale jego zła sława dotarła tam wcześniej i przepędzono go, gdy prosił o zatrudnienie. Dalej więc chodził nocami do lasu na zachodnim brzegu Wąsosza. Ponieważ rozeszła się wieść, że otrzymał od diabła wolną kulę, gajowi woleli nie wchodzić mu w drogę. Jednak kłusownik nigdy nie znalazł już przyjemności w polowaniach w tej okolicy i pewnej nocy po prostu zniknął. Nikt nie wiedział, dokąd odszedł. 

Pałac w Wąsoszu

Powyższą tę legendę opisałem, korzystając z publikacji Antona Hellera w Kalendarzu Ojczyźnianym. Ten nauczyciel ze Złocieńca był wybitnym znawcą okolicznych legend i pięknie wkomponował w opowieść motyw siedziby diabła przy trójdrzewie nad Krosinem w istocie pochodzący z innej miejscowej legendy. 

Dla wyjaśnienia dodam, że w dawnej mitologii łowieckiej występuje tak zwana wolna kula, której posiadanie gwarantowało strzelcowi, że każdy jego strzał dosięgnie celu. W naszej legendzie kulę taką odlewał diabeł, korzystając ze swojej magicznej siły. Według innych przekazów, kulę należało odlać o północy określonego dnia w jakimś tajemniczym miejscu. Opisywano też inny sposób: należało ukryć się w kościele podczas mszy odprawianej o północy. Kiedy nadeszło podniesienie, trzeba było wycelować kulę w hostię i wtedy wyryć na niej krzyż. W taki sposób miałaby powstać wolna kula. W licznych legendach mówiło się również o wolnym strzelcu, który podpisawszy kontrakt z diabłem, zdobywał wolną kulę. Mógł oddać za jej pomocą siedem strzałów, spośród których sześć było nieomylnie celnych, a siódmy brał kierunek zgodny z wolą diabła, co stanowiło oczywiście poważne ryzyko, gdyż strzelec nie wiedział, który strzał należał do władcy ciemności.

  • i  H.G. Die Teufelspitze am Grossen Luebbesee, Dramburger Kreisblatt. 2/1975 r., s. 17
  • ii  A. Heller, Heimatkalender 1929,  Wasserfrau in Zetzinsee, s. 76-77
  • iii  A. Heller, Heimatkalender 1932,  Teufelsdamm in Zetzinsee, s. 122-124
  • iv  A. Heller, Der Teufelsdamm im Vansowsee, “Heimatkallender fuer den Kreis Dramburg”, Dramburg 1929, s. 84-85. 
Dział: Odkrywcy

Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Szczecinie opracowuje plany zadań ochronnych dla obszarów Natura 2000. Jeśli wejdą w obecnej formie będą katastrofą dla turystyki, rajdów terenowych, urbanistyki i gospodarki leśnej naszego regionu.

Na kilka dni przed świętami, 20 grudnia Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska wydał  obwieszczenie dotyczące opracowywania planów zadań ochronnych dla obszarów Natura 2000 na obszarze Polski. Na stronie zamieszczono je w Wigilię Bożego Narodzenia. Jednym z opracowań jest to przygotowywane dla Jeziora Lubie i Doliny Drawy obejmujące gminę Drawno  i Mirosławiec oraz w naszym powiecie Drawsko Pomorskie, Kalisz Pomorski i Złocieniec.  Wiele z zapisów ochronnych uderzy w turystykę, gospodarkę leśną oraz całkowicie zablokuje możliwość realizowania rajdów terenowych.

Zgodnie z załącznikiem nr 5 projektów zarządzenia jako działanie ochronne m.in. zamierza się:

  • Zablokować rajdy trenowe

(Działanie dla ochrony wilka i żubra) „wykluczenie organizacji rajdów samochodowych poza drogami udostępnionymi do publicznego ruchu kołowego: 

- w okresie rozrodu wilka (kwiecień-sierpień) w całym obszarze,

- całorocznie, w rejonie na  zach. od drogi Jaworze-Oleszna.”

  • Ograniczyć wędkarstwo na jez. Lubie, Wielkie Dębno, Binowo,  Trzebuń, Studzienickie.

Gospodarka rybacka w jeziorach mezotroficznych, uwzględniająca: 

- ustalenie maksymalnej liczby osób, które w ciągu 1 dnia mogą uprawiać amatorski połów ryb w obwodzie rybackim z uwzględnieniem, że zagęszczenie wędkujących z brzegu nie powinno przekraczać 5 osób/km linii brzegowej;

- zarybianie rodzimymi gatunkami drapieżnymi i ich ochronę przed nadmierną presją wędkarską,

- wędkowanie tylko bez stosowania zanęty,

  • Ograniczyć wędkarstwo na jez. Małe Dębno, Ostrowiec, Wierzchnie, Łowickie, Koźlanka, Zły Łęg, Mielno, Prostynia, Kleszczyniec, Grażyna, Płytkie.

Gospodarka rybacka w jeziorach eutroficznych, : 

- ustalenie maksymalnej liczby osób, które w ciągu 1 dnia mogą uprawiać amatorski połów ryb w obwodzie rybackim z uwzględnieniem, że zagęszczenie wędkujących z brzegu nie powinno przekraczać 7 osób/km linii brzegowej;

- zarybianie rodzimymi gatunkami drapieżnymi i ich ochronę przed nadmierną presją wędkarską,

  • Ograniczenie urbanizacji nad jez. Lubie w miejscowościach Gudowo, Linowno, Lubieszewo

w szczególności:

- rezygnacja z przeznaczania pod zabudowę lub usługi turystyczne, oraz lokalizowania zabudowy, także siedliskowej, terenów obecnie nie zabudowanych i nie przeznaczonych do zabudowy w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego obowiązujących na dzień 1.01.2014 r.

- niedopuszczenie podziałów działek przy realizacji funkcji przewidzianych w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego na wyspie Sołtysiej i w strefie 300m od brzegu jeziora; 

- wdrożenie zapisów miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego obowiązujących na dzień 1.01.2013 r. , w szczególności  dot. ochrony strefy odjeziornej, ochrony litoralu, likwidacji obiektów substandardowych, intensywności zabudowy;

-umożliwianie biwakowania, dostępu do jeziora i kąpieli w miejscach do tego przeznaczonych w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego obowiązujących na dzień 1.01.2013 r., wykluczenie rozwoju innych miejsc dostępu do jeziora.

Wiele z proponowanych zapisów wyłączy z gospodarki leśnej spory obszar będący w zarządzie nadleśnictw Drawsko, Drawno, Kalisz Pomorski, Mirosławiec i Złocieniec oraz zakazanie możliwości regulacji populacji Bobra. 

Zainteresowani mogą swoje uwagi i wnioski zgłaszać do 24 stycznia do Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Szczecinie. 

Pełna dokumentacja dostępna jest tutaj. Podstawowe dokumenty poniżej w załącznikach

 

czwartek, 17 październik 2013 22:00

Zatrzymani kłusownicy

Dwóch zatrzymanych kłusowników, 21 kilogramów ryby oraz kilkanaście sieci rybackich to efekt pracy złocienieckich policjantów i Państwowej Straży Rybackiej.

Wczoraj rano funkcjonariusze Państwowej Straży Rybackiej poinformowali złocienieckich policjantów o ujęciu mężczyzny, który na jeziorze Lubie dokonywał nielegalnego połowu ryb. Niestety drugiemu mężczyźnie udało się zbiec z miejsca zdarzenia. Nie cieszył się jednak długo wolnością. Już po kilku godzinach policjanci zatrzymali 55-latka, który podobnie jak jego 61-letni kolega usłyszał zarzut kłusownictwa.Jak się okazało zatrzymani mieli przy sobie dwie sieci rybackie oraz 21 kilogramów różnego rodzaju ryb złowionych za pomocą tych sieci. 

Mundurowi przeszukali także pomieszczenia w miejscu zamieszkania obu mężczyzn. U jednego z nich znaleźli jeszcze kilkanaście podobnych sieci oraz inne narzędzia kłusownicze. Obaj zatrzymani usłyszeli już zarzuty. Ustawa o rybactwie śródlądowym za ten czyn przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 2.

Dział: Złocieniec
wtorek, 10 wrzesień 2013 19:53

Strażacy uratowali wędkarza na jez. Lubie

W dniu 9 września 2013 roku o godz. 12.40 do Stanowiska Kierowania Komendanta Powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Drawsku Pomorskim wpłynęło zgłoszenie od mężczyzny, który wypłynął łodzią wiosłową na J. Lubie i w trakcie połowu ryb wystąpiły opady deszczu a na jeziorze powstała wysoka fala. Według relacji, sam zgłaszający był zziębnięty i nie wiedział gdzie jest.

Na miejsce zdarzenia niezwłocznie zadysponowano siły i środki służb ratowniczych. Po przybyciu zastępów na plażę w miejscowości Lubieszewo Gm. Złocieniec polecono zabezpieczyć miejsce zdarzenia, zwodować łódź ratowniczą i rozpocząć poszukiwania mężczyzny. Po kilkunastu minutach intensywnych poszukiwań odnaleziono miotaną przez fale łódź z siedzącym na niej mężczyzną. W trakcie rozpoznania ustalono iż to właśnie on wzywał pomocy.Mężczyźnie, który nie posiadał kapoka ani kamizelki ratunkowej polecono nie podnosić się z łodzi i zaczekać na ewakuację do łodzi ratowniczej. W trakcie podpływania do łodzi z wędkarzem na pokładzie, pomimo wyraźnych poleceń Kierującego Działaniem Ratowniczym mężczyzna ubrany w grubą kurtkę wstał, zatoczył się i częściowo wpadł do wody.

Jeden z ratowników widząc, co się dzieje natychmiast przeskoczył z łodzi ratowniczej do łodzi wiosłowej, chwycił wpadającego do wody mężczyznę za nogi i wciągnął na pokład. Wszystko to odbyło się w ułamku sekundy zaś oszołomiony mężczyzna, którego tułów zanurzył się już w wodzie przez chwilę nie mógł złapać oddechu. Po zaopatrzeniu termicznym i udzieleniu wsparcia psychicznego mężczyznę wraz z łodzią wiosłową przetransportowano na plażę w miejscowości Lubieszewo gdzie oczekiwał już zespół ratownictwa medycznego oraz patrol policji. Po przebadaniu przez personel medyczny mężczyzna odmówił transportu do szpitala i pozostał na miejscu pod nadzorem policji.

Okoliczności zdarzenia bada Komenda Powiatowa Policji w Drawsku Pomorskim. W działaniach ratowniczych udział brały 2 zastępy z Jednostki Ratowniczo – Gaśniczej Państwowej Straży Pożarnej w Drawsku Pomorskim.

 

Dział: Złocieniec

Drawscy policjanci wspólnie ze Strażą Rybacką zatrzymali 2 kłusowników. Ich łupem padło blisko 40 kilogramów ryb.

 

Wczoraj nad ranem drawscy policjanci zostali wezwani na interwencję nad jezioro Lubie. Okazało się, że Straż Rybacka ujęła dwóch mężczyzn, którzy najprawdopodobniej nielegalnie poławiali ryby. To podejrzenie szybko się potwierdziło. Mundurowi w jeziorze znaleźli blisko 400 metrów sieci rybackich a w nich blisko 40 kilogramów różnego rodzaju ryby. Zarówno 59 -latek jak i jego 69-letni kolega zostali zatrzymani i trafili do policyjnego aresztu a łódź i sieci rybackie zostały zabezpieczone jako dowód w  toczącym się postępowaniu przygotowawczym. Obaj mężczyźni usłyszeli już zarzut nielegalnego połowu ryb i przyznali się do zarzucanego im czynu. Za ten czyn Ustawa o rybactwie śródlądowym przewiduje karę do 2 lat pozbawienia wolności. 

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Prywatności
Jak wyłączyć cookies?   
ROZUMIEM