Wyświetlenie artykułów z etykietą: ODKRYWCY

Renifery nad Drawskiem? Czemu nie. A także garść informacji o znaleziskach z wyspy Bielawy i okolic jeziora. O tym jak artefakty prowadzą nas przez historię pisze regionalista z Czaplinka Zbigniew Januszaniec.

W końcowej fazie epoki lodowcowej (plejstocenu) stopniowe ocieplanie się klimatu sprawiło, że po ustąpieniu lodowca na obszarze Pojezierza Drawskiego pojawiła się roślinność tundrowa i zwierzęta klimatu subarktycznego, w tym renifery. Najstarsze znane badaczom ślady bytności człowieka na Pojezierzu Drawskim pochodzą ze schyłkowego okresu ostatniego zlodowacenia, z około 10000 p.n.e. Historycy są zgodni co do tego, że pierwszymi przybyszami na tym obszarze mogli być wędrowni łowcy zwierząt, którzy – jak można sądzić – docierali tutaj sporadycznie w okresie letnim w pogoni za zwierzyną i przed zimą ponownie wycofywali się na południe.

W środkowej epoce kamienia, zwanej mezolitem (od 8000 p.n.e. do 4200 p.n.e.) nastąpiło dalsze ocieplenie klimatu. Roślinność tundrowa została wyparta przez olbrzymie połacie lasów. Był to okres, w którym grupy ludzkie prowadziły koczowniczy lub na wpół osiadły tryb życia. Siedliska zakładane były z reguły w pobliżu jezior i rzek. Zajmowano się myślistwem, rybołówstwem i zbieractwem. Z tą epoką badacze wiążą znaleziska krzemiennych narzędzi odkrytych na wyspie Bielawie położonej na jeziorze Drawsko.

Najstarsze dzieje osadnictwa nad jeziorem Drawsko (cz.1)

Młodsza epoka kamienia (neolit) trwająca od 4200 p.n.e. do 1700 p.n.e. przyniosła ze sobą prawdziwy przełom gospodarczy. Zaczęła się rozpowszechniać uprawa roślin i hodowla zwierząt, co sprzyjało zakładaniu stałych osad. Z tego okresu pochodzi kamienny toporek znaleziony na polu ornym między Czaplinkiem a Niwką, a więc w niewielkiej odległości od jez. Drawsko. Kolejny przełom cywilizacyjny dokonał się w epoce brązu (1700 – 650 p.n.e.). Nastąpiła stabilizacja osadnictwa i wyraźny wzrost demograficzny. Z tego okresu pochodzą m.in. znaleziska archeologiczne odkryte w bezpośrednim sąsiedztwie jeziora Drawsko: brązowa siekierka ze Starego Drawska i ozdobny naszyjnik z Siemczyna.

Na szczególną uwagę zasługują ślady działalności człowieka w rejonie jeziora Drawsko z epoki żelaza (650 p.n.e. - 1250 n.e.). Na stanowiskach archeologicznych na wyspie Bielawie oraz w rejonie Warniłęgu odkryto znaleziska kojarzone z kulturą łużycką i pomorską. Epoka żelaza – zwłaszcza jej ostatnie stulecia - przyniosła wiele radykalnych zmian gospodarczych i społecznych. Uprawa roli i hodowla stają się podstawą utrzymania ludności. Ważnym elementem życia gospodarczego ludności zamieszkującej rejon jeziora Drawsko od początku dziejów osadnictwa było rybołówstwo. W tamtej epoce oprócz osad otwartych zaczęły pojawiać się grody obronne otoczone wałami, fosami i palisadami. Przy zakładaniu takich grodów zwykle wykorzystywano naturalne warunki obronne wynikające z ukształtowania terenu.

Najstarsze dzieje osadnictwa nad jeziorem Drawsko (cz.1)

Jezioro Drawsko odegrało w tamtym okresie istotną rolę w rozwoju osadnictwa. Dzięki urozmaiconej linii brzegowej i bogatej rzeźbie terenów sąsiadujących z jeziorem, łatwo można było tu znaleźć miejsca o znakomitych naturalnych walorach obronnych. Przykładem są zachowane bardzo czytelne ślady nadbrzeżnego wczesnośredniowiecznego grodziska na Półwyspie Drawskim koło Starego Drawska. Na wznoszącej się nad jeziorem wyniosłości można tam zobaczyć nieźle zachowany wał ziemny z fosą, będący pozostałością po dawnym grodzie obronnym Pomorzan o metryce sięgającej – według ocen archeologów - VIII wieku. Grodzisko to zostało poddane badaniom archeologicznym w latach 1963 – 1967. (cdn.)

Dział: Odkrywcy

Dziś tak nietypowo. Kilka dni temu Błażej Antonowicz przesłał na skrzynkę DSI kilka zdjęć Drawska Pomorskiego wykonanych z drona. Dodał, że jest drawszczaninem i z racji sentymentu do miasta zaproponował ich udostępnienie na DSI. Za każdym razem kiedy pisze do nas osoba, która mieszka już wiele lat poza rodzinnym miejscem staramy się poznać historię człowieka. Podobnie było z Błażejem. Który postanowił się otworzyć i napisać kilka słów o sobie. Co do samych zdjęć Drawska Pomorskiego prezentujemy je poniżej, a sam autor obiecuje, że to nie koniec i przy najbliższej okazji zaprezentuje kolejne. Pozdrawiamy autora i oddajemy głos:

Błażej Antonowicz, operator i montażysta telewizyjny.
 

Urodziłem się w 1983 roku w Drawsku Pomorskim. Tutaj też poznali się moi Rodzice, którzy razem do jednej klasy Szkoły Podstawowej oraz Liceum chodzili z gitarzystą zespołu Republika Zbyszkiem Krzywańskim.

Kiedy miałem rok, wraz z rodzicami wyjechałem do Torunia. Mama w tym czasie studiowała na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika historię, a Tata germanistykę.


Regularnie wracałem do Drawska na wakacje, święta gdzie spędzałem wiele czasu z moimi dziadkami na ulicy Zamkowej.

Błażej Antonowicz, operator i montażysta telewizyjny.
 
Błażej Antonowicz / www.focusart.com.pl


To lata, które kojarzą mi się z jeziorem Okra, nad którym spędzałem wiele czasu, a także z ogródkami działkowymi moich Dziadków, na które było bardzo blisko i mieściły się na wysokości ulicy Słowiańskiej. Mimo bliskości ogrodów działkowych zawsze jeździliśmy na działkę z Dziadkiem Feliksem rowerem. Bardzo lubiłem "śmigać" rowerem wąskimi ścieżkami terenów działek. Dojeżdżałem aż na małą łąkę nad Drawę. Albo jeździłem rowerem, albo delektowałem się pyszną kalarepą i poziomkami, które zawsze zbierał mi Dziadek.

Błażej Antonowicz, operator i montażysta telewizyjny.
 
Błażej Antonowicz / www.focusart.com.pl


Dziadek Feliks Szołtun to wieloletni dyrektor i wicedyrektor Liceum Ogólnokształcącego w Drawsku Pomorskim, a także Zespołu Szkół Zawodowych. Był też również nauczycielem języka polskiego w Szkole Podstawowej i Liceum w Drawsku.
Myślę, że jego wykształcenie i zawód jaki wykonywał przyczyniło się do tego, że tak bardzo lubiłem i lubię pisać listy. On sam wysyłał do mnie regularnie listy okraszone pięknymi rysunkami, które sam wykonywał. Bardzo mu za to dziękuję i nigdy nie zapomnę.
Ważna dla mnie była także o osoba Babci Weroniki, która była główną księgową najważniejszego niegdyś Banku w Drawsku, a mianowicie Banku PKO, który mieścił się u zbiegu ulic Bolesława Chrobrego i Józefa Piłsudskiego. Budynek obecnie wystawiony jest na sprzedaż. Zawsze kiedy koło niego przejeżdżam, albo spaceruje przypominam sobie dźwięk maszyny do pisania, która tak bardzo interesowała mnie kiedy odwiedzałem Babcię w jej biurze.

Błażej Antonowicz, operator i montażysta telewizyjny.
 
Błażej Antonowicz / www.focusart.com.pl


Obok Banku na ulicy Bolesława Chrobrego mieszkała i nadal mieszka rodzina Poniatowskich, która również jest z nami mocno związana. Zefiryna Poniatowska to siostra mojej Babci Weroniki. Nie mogę również zapomnieć Eugeniusza Poniatowskiego jej męża. Nieraz ratował moje zabawki z opresji mając niesamowity zmysł majsterkowicza i człowieka niezwykle pomysłowego. Miło mi spoglądać na Ośrodek Kultury w Drawsku Pomorskim, któremu to nadano nazwę właśnie jego imienia. Warto zaznaczyć także fakt, iż Eugeniusz Poniatowski to również zasłużona postać dla miasta Drawska-dyrektor Szkoły Podstawowej, a także laureat Orderu Uśmiechu.

Błażej Antonowicz, operator i montażysta telewizyjny.
 
Błażej Antonowicz / www.focusart.com.pl


Nie mogę także nie wspomnieć o Dziadkach od strony mojego Taty, którzy również byli dość charakterystycznymi postaciami w mieście. Zwłaszcza Dziadek Stanisław Antonowicz.
To właśnie dzięki Dziadkowi Stanisławowi wzięło się u mnie zamiłowanie do samolotów, którymi zawsze się interesowałem, a odpowiednie kwalifikacje personelu lotniczego, które zdobyłem pozwoliły mi wykonać zdjęcia, które Państwo mają okazję oglądać.
Dziadek Stanisław, a dokładniej kpr. pil. Stanisław Antonowicz to pilot II/36 Plutonu.
W locie rozpoznawczym 11 września 1939 roku on i obserwator zostali ranni. Pomimo ran dzielny pilot Stanisław dostarczył meldunek do sztabu (Lotnictwo z Szachownicą nr 33).
Posiadam wiele zdjęć z tamtych czasów, odznaki tzw. gapy oraz jego legitymacje. Jestem z niego niezwykle dumny. Dziadek Stanisław był także prokuratorem w Sądzie Rejonowym w Drawsku.
Babcia Krystyna była drogerzystką pracowała w znanej niegdyś drogerii na Placu Konstytucji.
Życiorysy tych osób nie pozwalają mi zapominać o Drawsku Pomorskim i karzą traktować to miasto jako coś więcej niż tylko miejsce urodzenia, które zapisane jest w dowodzie osobistym.
Dla mnie to wiele wspomnień z którymi związane są poszczególne miejsca oraz osoby o których wyżej napisałem.
Zawsze chętnie tutaj wracam i będę wracał bo wszystkie te osoby o których wspomniałem czekają na mnie.

Błażej Antonowicz, operator i montażysta telewizyjny.
 
Błażej Antonowicz / www.focusart.com.pl


Babcia Weronika na ulicy Zamkowej. Dziadek Feliks, Dziadek Stanisław, Babcia Krystyna, a także Tata Stanisław niestety w innym miejscu w które mimo wszystko bardzo lubię przychodzić niezależnie od pory dnia u zbiegu ulic Wywiórskiego i 11 Pułku Piechoty.
Niestety Drawsko będzie też dla mnie oznaką nieubłaganie przemijającego czasu. Tak jak ludzie przemijają, zmienia się miasto. Nie ma już wielu miejsc, z którymi związana była moja rodzina. Mam także wrażenie, że w mieście jest coraz mniej młodych osób. Kiedyś wakacje wyglądały inaczej. W lato nad jeziorem ciężko było znaleźć dobre miejsce na plaży aby rozłożyć ręcznik. Zostawały tylko te pod mirabelkami pod płotem, gdzie zbierało się dużo os. Mimo wszystko zawsze lubię tu wracać bo zawsze coś się zmienia, zaskakuje.
Podczas mojej sentymentalnej podróży czas opuścić Drawsko Pomorskie. Wsiąść do samochodu i wybrać tylko trasę, którą dojadę do Torunia. Zawszę zastanawiam się czy jechać w stronę Kalisza Pomorskiego czy Złocieńca. W wyborze pomaga mi pora dnia. Po zmroku jeżdżę przez Kalisz Pomorski, a w dzień przez Złocieniec i Czaplinek bo lubię podziwiać krajobrazy Pojezierza Drawskiego, które zawsze też pozostanie jednym z moich ulubionych miejsc spędzania wolnego czasu. Obie drogi prowadzą do Drogi Krajowej nr 10, którą bezpośrednio dojeżdżam do Torunia.
W Toruniu od kilkunastu lat pracuję jako operator kamery i montażysta telewizyjny.

Błażej Antonowicz, operator i montażysta telewizyjny.
 
Błażej Antonowicz / www.focusart.com.pl
 


Mam własną działalność gospodarczą. Obecnie jestem związany na stałe z lokalną telewizją, dla której nagrywam materiały filmowe i montuje je aby powstał gotowy film, reportaż itd. Od prawie roku jestem także licencjonowanym pilotem powietrznych statków bezzałogowych. Świadectwo kwalifikacji które zdobyłem pozwala mi urozmaicać moje produkcje filmowe o ujęcia z lotu ptaka przy pomocy drona z kamerą.
W Toruniu mam rodzinę, pracę, przyjaciół. Swoje miejsce, swój stały port. Bardzo lubię to miasto. Ciężko mi przypomnieć czasy w których mieszkałem w Drawsku. Byłem zbyt mały, aby to pamiętać, więc praktycznie czuje się w pełni Torunianinem, ale sercem zawsze Drawszczaninem.

Błażej Antonowicz

Dodatkowe informacje

  • Film Jeden z filmów Błażeja
czwartek, 01 marzec 2018 21:29

Strychowych znalezisk ciąg dalszy

Odnalazł się kolejny dokument ze strychu jednej z drawskich kamienic. Tym razem jest to bardzo szczegółowy rachunek z 1876 roku.
O sprawie poinformował Ekipę Jeziora Tajemnic Wiesław Piotrowski, Ambasador Akcji. Dokument wystawił pod koniec IXX w. von A. Kuhse, który był wówczas właścicielem odpowiednika współczesnej hurtowni alkoholi. Po półtora wieku odnalazł go Artur Kamiński z Drawska Pomorskiego, podczas remontu.

Strychowych znalezisk ciąg dalszy


- Daniel Puchalski z Urzędu Miejskiego w Drawsku Pomorskim przetłumaczył treść i stwierdził, że to rachunek hurtowni alkoholowej istniejącej niegdyś w Drawsku Pomorskim – mówi W. Piotrowski. – Pan Kuhse był tutaj osobistością. Na początku XX wieku w wyniku swojej przedsiębiorczości stał się rentierem. Zamieszkiwał w jednej z kamienic na dzisiejszym Placu Konstytucji. Według mnie jest to jeden z najstarszych istniejących rachunków z dawnego Dramburga.

Strychowych znalezisk ciąg dalszy
Dział: Odkrywcy
piątek, 16 luty 2018 22:09

Po drugiej stronie kaliskich legend

O niezwykłej historii wybudowania w Kaliszu Pomorskim Czerwonej Szkoły opowiadał licealistom badacz lokalnej historii Bogumił Kurylczyk na spotkaniu zorganizowanym 7.lutego przez Joannę Mączkowską.
- W tak niewielkim mieście, tak wielki gmach szkolny, służący edukacji do dzisiaj wybudowano dzięki splotowi kilku ważnych zdarzeń w dziejach Kalisza Pomorskiego. I co tu ukrywać, nie dzięki niezwykłej dobroci dla tutejszych mieszkańców okazanej przez władców lub ministrów, jak głoszą lokalne legendy, ale dzięki znajomościom. Decydujące były bowiem rodzinne koneksje, co jednoznacznie potwierdzają odkryte w archiwach dokumenty – stwierdził na wstępie prelegent.


Jak wyjaśnił pierwszym z tych korzystnych zdarzeń było przekazanie przez króla Prus Fryderyka II 80 tys. talarów na odbudowę miasta spopielonego podczas wielkiego pożaru w 1771 r. Do dzisiaj na wieży Kościoła wisi ufundowany przez mieszkańców dzwon opatrzony dziękczynną inskrypcją wychwalającą dobroć monarchy, który ulitował się nad nieszczęściem poddanych. Niemiecka legenda głosiła, iż króla wzruszył nie tyle ów pożar, co list błagalny kaliskiego pastora Struensee i wiedziony odruchem serca miał ofiarować z prywatnej szkatuły olbrzymi datek na zadośćuczynienie nieszczęścia. Tyle legenda, a co wynika z dokumentów? Otóż pieniądze na odbudowę spalonego miasta pochodziły z funduszy państwowych, a nie prywatnych Fryderyka II. Wypłacono je zaś dlatego, ponieważ król znał osobiście ówczesnego właściciela kaliskich dóbr – Christiana von Reck, gdyż był on synem Hermanna von Reck - pruskiego kanclerza na dworze Fryderyka I (ojca Fryderyka II).

Po drugiej stronie kaliskich legend

Gdyby nie te znajomości list skromnego pastora Struensee nigdy by do rąk króla nie dotarł, a hojna dotacja dla prowincjonalnej mieściny byłaby tylko marzeniem. To ważne ustalenie, ponieważ właśnie podobny mechanizm przyczynił się do powstania Czerwonej Szkoły ponad wiek później. 24 kwietnia 1898 r. mieszkańcy miasta skierowali petycję do ministra oświaty w Berlinie, opisując tragiczne warunki nauki swoich dzieci. Do budynku mającego cztery sale uczęszczało aż 807. uczniów. Lekcje musiały się więc odbywać także w dodatkowych ośmiu wynajętych pomieszczeniach mieszkalnych. Kolejna legenda głosi, iż ta petycja wywarła na ministrze równie duże wrażenie, jak list pastora Struensee na królu Fryderyku Wielkim. Kto jednak tym razem był prawdziwym gwarantem skierowania do Kalisza Pomorskiego pieniędzy wystarczających na budowę Czerwonej Szkoły?
Otóż w nieistniejącym dziś Poźrzadle Małym posiadał wówczas majątek baron Konrad von Wangenheim. Jego żona Hedwig (Jadwiga) pochodziła z rodziny von Klitzing - właścicieli równie wielkiego majątku Suchowo. Kurt von Klitzing poprzez bliską znajomość z Martinem Gropiusem, który zaprojektował na wzór pałacu w Suchowie gmach Muzeum Sztuki w Berlinie (otwarty w 1877 r. tzw. Martin-Gropius-Bau) miał wpływy w sferach rządowych pruskiej stolicy. Niemniejsze wpływy posiadał tam także jego zięć Konrad von Wangenheim, gdyż był posłem do parlamentu pruskiego i założycielem partii agralnej. Podpisy obu tych osób nie widnieją wprawdzie na petycji mieszkańców, jednak ich zasługi dla pozytywnego jej załatwienia są niewątpliwe. To dzięki ich zabiegom przysłano najpierw z Berlina rządową komisję, a kiedy jej członkowie potwierdzili opisane fakty ministerstwo oświaty przyznało na budowę Czerwonej Szkoły 73 tys. marek.
- Jak widać na tych dwóch przykładach nawet najpiękniejsze legendy mają swoją drugą stronę. Tę nie baśniową, a najzupełniej rzeczywistą, ludzką i przeliczalną na znajomości oraz na pieniądze – zakończył prelekcję Bogumił Kurylczyk.

Dział: Kalisz Pomorski
poniedziałek, 05 luty 2018 15:20

Bielawa – wyspa marzeń Heinza Packa

Na mapie jeziora Drawsko opublikowanej przez Wydawnictwo EKO-MAP odnaleźć można pomnik Heinza Packa położony na Bielawie. Kim była ta postać pisze Zbigniew Januszaniec, regionalista z Czaplinka.

Dużą popularnoscią wśród turystów odwiedzających wyspę Bielawę cieszy się 4-kilometrowa ścieżka przyrodnicza z ośmioma przystankami edukacyjnymi. Miejsca do odpoczynku, tablice informacyjne, wieża obserwacyjna, możliwość obserwacji przyrody, w tym kolonii lęgowej kormoranów, sprawiają, że walory edukacyjne tej ścieżki są bardzo cenione przez miłośników natury.


Początek ścieżki, z pomostem umożliwiającym dogodne przybicie i zacumowanie jednostki pływającej, znajduje się przy brzegu od strony Starego Drawska. Nad tym miejscem aż do 2008 roku górował potężny, około 30-metrowej wysokości czteropienny buk – pomnik przyrody – który przez wiele lat był symbolem wyspy. Drzewo to było uważane za największe na obszarze całego Drawskiego Parku Krajobrazowego. Wichury wiejące zimą 1999/2000 zwaliły jeden z pni. To był początek końca tego wielkiego drzewa. Następny pień runął w lipcu 2007 roku. W końcu sierpnia 2008 roku runęły dwa pozostałe, ostatnie pnie. Zwalone pnie tego ponad 200-letniego buka pozostawione zostały jako ciekawostka przyrodnicza i wciąż robią wielkie wrażenie na zwiedzających.
O powstaniu ścieżki przyrodniczej na wyspie Bielawie w istotny sposób zadecydowało osobiste zaangażowanie Heinza Packa z Niemiec, przedwojennego mieszkańca Czaplinka. Zostało to docenione przez nadanie mu w roku 2003 tytułu Honorowego Obywatela Miasta Czaplinka. W pobliżu zwalonych pni starego buka ustawiony jest głaz z napisem upamiętniającym Heinza Packa.

Bielawa – wyspa marzeń Heinza Packa
Fotografie z folderami prezentującymi ścieżkę przyrodniczą na wyspie Bielawie


Przyjrzyjmy się ciekawej postaci Heinza Packa. Ułatwi nam to założona przez niego strona internetowa, na której opisał on najważniejsze wydarzenia swego życia (link : http://www.heinz-pack.de ). Urodził się w 1926 roku w Czaplinku. Jego rodzinnym domem była kamienica z balkonem stojąca w środkowej części zachodniej pierzei czaplineckiego rynku (Sikorskiego 31). W młodości marzył, by zostać leśniczym, ale plany te zniweczyła wojna. Po zakończeniu wojny nie mógł już wrócić do swego rodzinnego miasta. Ukończył studia pedagogiczne (kierunek – biologia) i pracował jako nauczyciel. W 1965 roku zamieszkał w miasteczku Plön, którego malownicze położenie wśród jezior przypominało mu ukochany Czaplinek. Obfitość jezior sprawia, że Plön posiada świetne warunki do uprawiania żeglarstwa. Heinzowi Packowi jednak nie wystarczyły tamtejsze jeziora. W latach 1983 – 1998 co roku wiele czasu spędzał pod żaglami na Malediwach. Samotnie żeglował wśród wysp tego egzotycznego archipelagu położonego na Oceanie Indyjskim, a jego ulubionym miejscem pobytu była jedna z tamtejszych bezludnych wysp o nazwie Maahoras. Swoje żeglarskie wyprawy opisał w kilku książkach i udokumentował licznymi fotografiami, a także filmami. Tworzą one niezwykły obraz żeglarskich wędrówek „w poszukiwaniu wyspy marzeń” i pokazują, jak bardzo Heinz Pack cenił bezpośredni kontakt z naturą. Gdy okazało się, że stan zdrowia nie pozwala mu już na dalekie wyprawy, swoją „wyspę marzeń” odnalazł znacznie bliżej, na jeziorze Drawsko. Wyspą tą była Bielawa. Stało się to – jak wynika z zapisów na jego stronie internetowej - w 1998 roku. Jak do tego doszło?

Bielawa – wyspa marzeń Heinza Packa


W 1993 roku, na fali zachodzących w Europie przemian, podpisane zostało partnerskie porozumienie między Czaplinkiem a niemieckim miastem Bad Schwartau. Dzięki nawiązanej współpracy polsko-niemieckiej wielu przedwojennych mieszkańców Czaplinka zaczęło odwiedzać swe rodzinne miasto. Należał do nich m.in. Heinz Pack, mieszkający w Plön położonym w niewielkiej odległości od Bad Schwartau. Pełnił on w tamtym czasie funkcję prezesa stowarzyszenia skupiającego byłych mieszkańców Czaplinka. Heinz Pack, niezależnie od oficjalnych wizyt w Czaplinku, zaczął wiele czasu spędzać na żeglowaniu po jeziorze Drawsko. Angażował się w różne przedsięwzięcia związane ze współpracą między Czaplinkiem a Bad Schwartau. Gościł w swym mieszkaniu członków delegacji z Czaplinka. W 1997 roku udostępnił swą bogatą kolekcję dawnych czaplineckich pocztówek na wystawę zatytułowaną „Czaplinek wczoraj i dziś” zorganizowaną w nowo otwartej sali ekspozycyjnej czaplineckiej Izby Muzealnej. Wystawę tę odnotowano w księdze pamiątkowej Izby Muzealnej jako początek działalności. Jednak największą zasługą Heinza Packa było urządzenie na wyspie Bielawie atrakcyjnej ścieżki przyrodniczej. Jego wielkie zaangażowanie w tworzenie tej ścieżki wynikało zarówno z osobistego sentymentu do rodzinnych stron, jak i z zainteresowań przyrodniczych, popartych dużą wiedzą biologiczną, dzięki której ścieżka urządzona została bardzo profesjonalnie w sposób umożliwiający poznanie środowiska naturalnego Bielawy. Heinz Pack zmarł 27 maja 2007 roku.

Bielawa – wyspa marzeń Heinza Packa
Fragment mapy firmy EKO-MAP z pomnikiem Heinza Packa
Dział: Odkrywcy

Archeologiczna sensacja nad jeziorem Drawsko. Niegdyś wyspa, dziś półwysep Sulibórz, 11 sierpnia 2017 rozpoczynamy kolejną (XX) misję Akcji Eksploracyjno - Historycznej Jezioro Tajemnic – pisze Dariusz de Lorm, Ambasador Akcji.

Przygotowania do oficjalnych prac archeologicznych trwały przeszło rok. Dokładnie 10 czerwca 2016 roku nasza grupa eksploracyjna trafiła pierwszy raz na półwysep Sulibórz. Celem ówczesnej akcji było podwodne spenetrowanie wejścia do zatoki Kluczewskiej i ustalenie doniesienia pana Jarosława Łysko o torpedach, które miały się znajdować pod wodą w okolicy półwyspu Sulibórz. Miejscem zwodowania naszych łodzi była stanica harcerska na półwyspie Uraz vis-a-vis półwyspu Sulibórz. Po pracach podwodnych, które nie potwierdziły obecności torped, postanowiliśmy przycumować łodzie przy półwyspie Sulibórz, gdzie znajduje się druga część stanicy harcerskiej, a dokładnie domki noclegowe i pole namiotowe.
Jak wielkie było nasze zaskoczenie po wyjściu z łodzi na stały ląd, gdy pod nogami, między kamieniami, ujrzeliśmy skorupy pochodzące z porozbijanych naczyń ceramicznych (glinianych) z okresu wczesnego średniowiecza. Liczba fragmentów ceramiki znajdującej się na powierzchni ziemi była zaskakująco duża. Oczywiście zebraliśmy większe fragmenty i zabezpieczyliśmy przed zniszczeniem. Momentalnie o znalezisku poinformowaliśmy pana profesora Wojciecha Chudziaka z Instytutu Archeologii UMK w Toruniu, archeologa z ogromnym doświadczeniem w badaniach nad wczesnym średniowieczem Pojezierza Drawskiego. Wstępnie umówiliśmy się na spotkanie i przekazanie próbek zebranej ceramiki.
Jeszcze większym zaskoczeniem dla naszej ekipy było to, że w żadnej literaturze nie znaleźliśmy informacji o tym miejscu. Nikt wcześniej nie opisał, ani nie badał tego miejsca, nie odbyły się tu żadne prace archeologiczne. Miejsce to nie było wpisane do rejestru stanowisk archeologicznych. Zastanawialiśmy się jak to możliwe, że nikt wcześniej nie zwrócił uwagi na to stanowisko, mimo objęcia tego obszaru akcją systematycznych badań powierzchniowych prowadzonych wcześniej w ramach tzw. AZP (Archeologiczne Zdjęcie Polski).
Całą ekipą obeszliśmy dokładnie półwysep, zastanawiając się nad funkcją tego miejsca: Czy to osada? Czy grodzisko? Nie znaleźliśmy charakterystycznych wałów dla grodziska, ale było wzgórze, wokół którego leżało pełno fragmentów ceramiki.
Po uzyskaniu niezbędnych pozwoleń, ruszyliśmy na Sulibórz z „magicznymi kijami”. Naszym oczom ukazały się olbrzymie ilości „zabytków PRL-u” - królował POLMOS, kapsle różnych browarów, sreberka po czekoladzie, gwoździe, sporo monet PRL. Zastanawialiśmy się jak mocno stanowisko archeologiczne zostało zniszczone po II Wojnie Światowej przez prace związane z budową stanicy. Do czasu spotkania z profesorem W. Chudziakiem, jeszcze kilkakrotnie chodziliśmy po półwyspie z „magicznymi kijami”, szukając czegoś co potwierdziłoby czy działo się tu coś we wczesnym średniowieczu. Na efekty musieliśmy poczekać do dnia ..., dnia w którym coś ciekawego „wyszło” … .

Nadszedł oczekiwany lipcowy weekend. W miejscowości Żółte nad jeziorem Zarańsko, gdzie od lat prowadzone są badania archeologiczne tajemniczej wyspy nazywanej „Wyspą Świętych Koni”, spotykam się osobiście z profesorem Wojciechem Chudziakiem w celu przekazania skorup z półwyspu Sulibórz do ekspertyzy. Tak jak przypuszczaliśmy, profesor potwierdził, iż fragmenty ceramiki pochodzą z X i XI wieku. Pozostałe żelazne przedmioty codziennego użytku też potwierdzają ten sam okres. Padło pytanie:

  • - Panie profesorze, co robimy z tym faktem?
  • - Musimy tam pojechać i przeprowadzić prace rozpoznawcze! - odpowiedział profesor.
  • - To kiedy zaczynamy profesorze?
  • - Za rok w wakacje, po uzyskaniu odpowiednich pozwoleń.

Świetnie składało się, gdyż Instytut Archeologii realizował właśnie projekt badawczy weryfikacji grodzisk Powiatu Drawskiego i zaistniała możliwość ujęcia tego punktu w programie prac (nazwa projektu Atlas wczesnośredniowiecznych grodzisk Polski, Narodowy Program Rozwoju Humanistyki realizowany przez MNiSzW).



Przedmioty znalezione na półwyspie przekazaliśmy pomysłodawcy Akcji Jezioro Tajemnic, Staroście Drawskiemu panu Stanisławowi Kuczyńskiemu, który zgodnie z prawem o znalezisku poinformował Muzeum Archeologiczne w Koszalinie. Artefakty zostały przekazane do Muzeum, co potwierdza protokół znajdujący się w Starostwie. Po przekazaniu znaleziska Muzeum w Koszalinie zgłosiło stanowisko archeologiczne do konserwatora zabytków w Koszalinie i obecnie teren ten jest już prawnie chroniony i wpisany do ewidencji stanowisk archeologicznych.
Kilka rozmów telefonicznych, wstępnych terminów i… uzyskaliśmy zgodę konserwatora zabytków dla Instytutu Archeologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu na przeprowadzenie prac archeologicznych na półwyspie Sulibórz, o czym poinformował mnie na tydzień przed akcją profesor Wojciech Chudziak.

W końcu nadszedł weekend 11-14.08.2017. Część ekipy Jeziora Tajemnic przybyła na miejsce już w piątek. W sobotę o godz. 10:00 przybył pierwszy przedstawiciel Instytutu Archeologii UMK w Toruniu - profesor Wojciech Chudziak. Po niespełna dwóch godzinach przyjechała cała załoga Instytutu: dr Ryszard Kaźmierczak, dr Marcin Weinkauf, mgr Piotr Błędowski, mgr Mateusz Skrzatek, mgr Angelika Bogusz, Tomasz Turowski oraz doświadczeni nurkowie mgr Jacek Niegowski i Sebastian Lipiejko.
Pogoda niestety nie rozpieszczała, archeolodzy podjęli decyzję aby zaplanowane prace wykopaliskowe rozpocząć dnia następnego t.j. w niedzielę. Zła pogoda nie przeszkadzała natomiast aby przeprowadzić pierwszy rekonesans podwodny pod kątem archeologicznym. Niestety pierwsze godziny pracy nurka nie zapowiadały sukcesów, dno jeziora było zarośnięte roślinnością i nie widać było żadnych reliktów z okresu wczesnego średniowiecza.

Wstępne prace wykopaliskowe świadczą iż „grodzisko” zostało opuszczone przez osadników pod koniec XI, lub na początku XII wieku. Z jakiego powodu? Artefakty znalezione na Suliborzu są podobne do tych, które odkryto podczas prac archeologicznych na „Wyspie Świętych Koni” na jeziorze Zarańskim. Kto mieszkał w tym miejscu? Na odpowiedź musimy poczekać do zakończenia prac archeologicznych.
Archeolodzy z Torunia wstępnie sugerują, że na niegdysiejszej wyspie, dziś półwyspie Sulibórz, znajdowała się osada graniczna dawnego zachodniopomorskiego księstwa z drugiej połowy XI w., powiązana politycznie i terytorialnie z osadą znajdującą się na wyspie znanej jako „Wyspa Świętych Koni” w okolicy Drawska Pomorskiego.

Akcja odbyła się dzięki pomocy i osobistemu zaangażowaniu, pomysłodawcy Akcji Historyczno-Eksploracyjnej Jeziora Tajemnic, Starosty Drawskiego pana Stanisława Kuczyńskiego oraz Instytutowi Archeologii UMK w Toruniu pod kierownictwem profesora Wojciecha Chudziaka.
Wielkie podziękowania wolontariuszom, którzy wspierali akcję osobiście: Anna i Dariusz Kuternowscy, Honorata Matuszewska, Marek Tomaszewski, Bartosz Drzewiecki, Piotr Janicki, dyrektor Robert Patrzyński, Aleksandra, Anna i Daniel de Lorm, Przemysław Glanc, Dorota i Andrzej Kurpiel, Barbara i Michał Focińscy, Adam Brzuska, Radosław Malinowski, Andrzej Kosko, Marzena Wielowiejska, Mariusz Kapczyński, Paweł Nowakowski, Rafał Jaros, Łukasz Orlicki, Sławomir Kolasiński, Sławomir Skonieczny, Jacek Renczkowski, harcerzom z Urazu i wszystkim których nie wymieniłem.

Dziękuję panu profesorowi Wojciechowi Chudziakowi za konsultacje merytoryczne.

Dział: Czaplinek

W poniedziałek 29 stycznia 2018 roku, 50 uczniów klas policyjnych i wojskowych z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Kaliszu Pomorskim, wzięło udział w zimowym rajdzie upamiętniającym ewakuację polskich jeńców z Oflagu II D oraz uroczystościach z okazji 73. rocznicy ewakuacji. W ten sposób licealiści wpisali się w obchody „Roku dla Niepodległej”, jakim został ogłoszony przez Ministerstwo Edukacji Narodowej rok szkolny 2017/2018.
Inicjatorem rajdu i uroczystości, podobnie jak w poprzednich pięciu latach był nauczyciel geografii w kaliskim Liceum i pasjonat regionalnej historii Paweł Łuczko. W organizacji i przeprowadzeniu przedsięwzięcia pomagali mu nauczyciele: Andrzej Kowalewski, Sebastian Stateczny oraz Karol Kalina, który z członkinią grupy Medical Team Kalisz Pomorski zabezpieczał rajd pod względem medycznym.
W obchodach uczestniczyli także przedstawiciele Urzędu Miasta z Dariuszem Czerniawskim, Przewodniczącym Rady Miasta Borne Sulinowo oraz młodzież z Liceum Ogólnokształcącego im. Bohaterów Oflagu II D z Bornego Sulinowa. Szczególnym gościem był pan Zbigniew Markiewicz, którego ojciec był jeńcem Oflagu II D, a także uczestniczył w ewakuacji w 1945 roku. Historie opowiedziane przez pana Zbigniewa przed mszą świętą, to niepowtarzalny i wyjątkowy moment tego dnia. Obecny był także wnuk jednego z jeńców, pan Łukasz Lisiecki, oraz syn jednego z żołnierzy 18 PP, wyzwalających obóz 4 lutego 1945 r., pan Andrzej Michalak.


Polscy oficerowie, jeńcy Oflagu II D Gross Born, w liczbie około 6 000 żołnierzy, oraz grupa kilkuset Powstańców Warszawskich, którzy trafili do oflagu w 1944 roku, decyzją niemieckich władz zostali ewakuowani do oddalonego o niemal 700 km obozu w Sandbostel w okolicy Hamburga. Ewakuacja rozpoczęła się 28 stycznia 1945 roku i trwała ponad 60 dni.
Upamiętniając ich wędrówkę, od sześciu lat nauczyciele Liceum w Kaliszu Pomorskim wraz z młodzieżą organizują Rajd Szlakiem Ewakuacji Jeńców Oflagu II D. Każda wiosenno-letnia edycja rajdu poświęcona jest jednemu z oficerów. Byli wśród nich Feliks Przyłubski, autor wspomnień trudnej wędrówki z 1945 roku a jednocześnie powojenny autor podręcznika „Litery”, gen. Witold Dzierżykraj-Morawski, gen. Kmicic – Skrzyński, Zygmunt Weiss, oraz kapelan powstańczy ks. Władysław Zbłowski „Struś”, a także Jan Zamoyski, twórca oflagowego Tryptyku.
W tym roku odbyła się także zimowa, jednodniowa edycja rajdu. Podczas obchodów rocznicowych, uczestnicy po złożeniu kwiatów i zniczy pod pomnikiem poświęconym francuskim jeńcom tego obozu, wysłuchali fragmentów opowieści Feliksa Przyłubskiego z 28 stycznia 1945 roku. Mszy świętej na terenie obozu, przy pozostałościach dawnej kaplicy obozowej, przewodniczył ks. kapelan Grzegorz Lach z parafii w Złocieńcu. Celebracja Eucharystii w tym szczególnym miejscu, sprawowana przez kapelana Wojska Polskiego, nadała obchodom rocznicowym wyjątkowego wymiaru.
Obecność dr Tomasza Skowronka z RDLP w Szczecinku, była szczególną okazją do poznania przez młodzież tragicznej historii kilku tysięcy jeńców z okolicznych obozów. O warunkach życia w Oflagu II D opowiedział pan Dariusza Czerniawski, Przewodniczący Rady Miasta Borne Sulinowo oraz opiekuna izby pamięci w Bornym Sulinowie Współpraca władz Kalisza Pomorskiego, Nadleśnictwa Kalisz Pomorski i Borne Sulinowo, pozwoliła na realizację przedsięwzięcia upamiętniającego historię oficerów z Oflagu II D. Dzięki wsparciu Nadleśnictwa, uczestnicy po kilkunastokilometrowym marszu mogli posilić się i zaspokoić pragnienie gorącymi napojami.
Zimno i trudne warunki marszu nie odstraszyły kaliskich Licealistów i ich opiekunów. Udział w rajdzie i rocznicowych obchodach był dla nich wspaniałą lekcją patriotyzmu oraz okazją do poznania wielu wątków tego wciąż mało znanego epizodu historii naszego regionu. Patriotyzm jest dla młodych ludzi wciąż ważnym elementem życia, stać ich na chwilę refleksji nad trudną przeszłością.

Dodatkowe informacje

  • Film
Dział: Kalisz Pomorski
czwartek, 18 styczeń 2018 16:39

Sezon tajemnic 2018 rozpoczęty

Pierwszą tegoroczną Misję w dniach 12-14 stycznia 2018 r. poprowadziła ekipa Szkoły Nurkowania ANDAtek. Eksploratorzy przybyli z różnych zakątków Polski, a nawet z zagranicy.
Było zimno, ale na jeziorze Drawsko w tym roku lodu nie widać. Wizura doskonała. Chłód nie wystraszył poszukiwaczy przygód z Wrocławia, Gdańska, Częstochowy, Torzymia, Kostrzyna nad Odrą, Szczecina, Zabrza, Dębna, czy z Holandii.
Choć zadaniem tej wyprawy było m.in. przygotowanie do inwentaryzacji podwodnych źródeł odkrytych w pobliżu plaży miejskiej w Czaplinku, stała się ona także okazją do spotkania członków i sympatyków powstającego Stowarzyszenia Historyczno – Kulturalnego TEMPELBURG. Są to eksploratorzy, których połączyła działalność w ramach Akcji „Jezioro Tajemnic”. Relacje z wypraw i odkryć „następców Templariuszy” będzie można odnaleźć m.in. na stronach Akcji „Jezioro Tajemnic”.
Nurkom towarzyszyła kamera TVP 3, zaś relacje pokazano w programie Teleexpress Extra oraz – obszerniejszą - w Kronice. Eksploratorzy zwiedzili też teren Pojezierza Drawskiego. Zwiedzali m.in. bunkry Wału Pomorskiego oraz byli przy głazie „Tempelburg” (dawna nazwa Czaplinka). To wielki polodowcowy granitowy głaz narzutowy o obwodzie 19 m i wysokości 3,5 m. Ten największy na obszarze Drawskiego Parku Krajobrazowego głaz leży w pobliżu skrzyżowania drogi Czaplinek - Stare Kaleńsko, z gruntową drogą biegnącą z Pławna do Cichorzecza, na skraju lasu.


Uczestnicy Misji, których odwiedził organizator „Jeziora Tajemnic” Starosta Drawski Stanisław Kuczyński, otrzymali także informację o III konferencji „Jezioro Tajemnic”, która odbędzie się w sobotę, 17 lutego 2018 roku w tradycyjnym miejscu – siedzibie LO w Czaplinku przy ul. Parkowej. Serdecznie zapraszamy media, mieszkańców, sympatyków oraz wszystkich zainteresowanych. W najbliższym czasie spodziewamy się także kolejnej wizyty legendy poszukiwań podwodnych z trójmiasta – Jerzego Janczukowicza. To prawdopodobnie jego ekipa podejmie próbę rozwiązania zagadki 76 metra jeziora Drawsko, gdzie sonar odkrył obiekt przypominający legendarnego U-boota.
W I Misji III Sezonu Jeziora Tajemnic uczestniczyli: Anna Kuternowska, Dariusz Kuternowski, Honorata Matuszewska, Marek Tomaszewski, Wiesław Piotrowski, Marcin Roszak, Cywka Artur, Cywka Alina, Dariusz de Lorm, Jacek Nowakowski, Michal Rymarek, Michal Fociński, Sławomir Kolasiński, Andrzej Kurpiel-Towarnicki, Sylwester Reszutek, Piotr Janicki, Robert Patrzyński, Szymon Nowakowski, Monika Kapczuk, Mariusz Kapczuk, Robert Sikorski, Andrzej Sikorski, Katarzyna Konieczna, Maciej Konieczny, Wojtek Ragiel, Ola de Lorm, Przemysław Glanc, Paweł Nowakowski, Jerzy Kuc, Grzegorz Zięba, Emil Kozak, Leszek Krywiak, Grzegorz Olechnowicz, Dorota Zwolańska, Daniel de Lorm, Kamila Majka, Ariel Majka, Marcin Tutur, Małgorzata Krywiak, Adam Brzuska, Radosław Malinowski, Andrzej Kosko, Sławomir Skonieczny i Przemysław Tosik.

Dział: Odkrywcy
poniedziałek, 08 styczeń 2018 15:47

Nurkowe atrakcje w Drawsku

Jezioro Drawsko to nie tylko poszukiwanie zaginionego U-boota. Fani nurkowania znajdą tam wiele wraków, które co i rusz setkami namierza szczecińska Akademia Morska. Są też specjalnie przygotowane atrakcje.
- Na zdjęciach znajdują się przedmioty zatopione w okolicy Ośrodka Wypoczynkowego Drawtur. Stanowią niemałą atrakcję dla płetwonurków – mówi Emil Kozak ze Szkoły Nurkowania „Euforia Dive” w Czaplinku. – Jedno ze zdjęć przedstawia „lustro" (wypolerowana blacha), w którym każdy nurkujący może zobaczyć swój trym, czyli jaką ma pozycję w wodzie.

Beczki na kolejnych fotografiach nie zawierają żadnych substancji niebezpiecznych. Z tego co wiem, są zalane wodą, albo zasypane piaskiem i celowo zatopione, także jako atrakcja dla nurkujących. Następne zdjęcie przedstawia różnego rodzaju „graty" typu czajniki, butelki garnki itd. umieszczone w klatce po to żeby się nie rozniosły, a tym samym nie zaśmieciły jeziora.
Pojezierze Drawskie oferuje doskonałe warunki w licznych jeziorach. Zimą sezon sportów nurkowych wkracza w najkorzystniejszy okres, ponieważ spadające temperatury sprawiają, że przejrzystość wody znacząco wzrasta i sięga czasem kilkunastu metrów. Oczom fanów tego sportu ukazują się widoki niedostępne latem. I tak będzie przez następne miesiące!

Dział: Odkrywcy

Starosta Drawski Stanisław Kuczyński wystąpił do Agencji Mienia Wojskowego o przekazanie wycofanego ze służby 20 grudnia ub. roku okrętu podwodnego.

- Jestem przekonany, że taki okręt stałby się niezwykłą atrakcją turystyczną, przyciągającą tłumy podobne do tych, które są obecne przy „Błyskawicy” w Gdyni – podkreśla Starosta. - Byłoby to oczywiste nawiązanie do sedna akcji Jezioro Tajemnic, czyli poszukiwania wraku niemieckiego okrętu podwodnego w najgłębszym akwenie pojezierza drawskiego, o którym mówi miejska legenda powtarzana od kilku pokoleń przez mieszkańców Czaplinku.

Być może okręt spowodowałby także powstanie w przyszłości historycznego parku tematycznego w okolicy jeziora Drawsko. Podpowiadam ten pomysł biznesowi, bo sądzę że miałby wielkie wzięcie. Jeżeli uzyskamy zgodę AMW, wówczas będziemy szukali partnera który podejmie się fizycznego sprowadzenia „Kondora” w naszą okolicę.

Starosta Drawski wystąpił o przekazanie okrętu podwodnego

Okręt podwodny ORP „KONDOR” po raz ostatni opuścił polską banderę w Porcie Wojennym w Gdyni. To jednostka typu Kobben, która w polskiej Marynarce Wojennej odsłużyła 13 lat. Okręt, w ramach ćwiczeń i operacji morskich pod biało-czerwoną banderą, przebył 42 tys. mil morskich. Wychodził w morze blisko 200 razy i spędził na nim ponad 600 dni, z czego większość pod wodą. Przed przekazaniem do Polski wykorzystywały go od 1964 roku norweskie siły zbroje (razem 53 lata). Wyporność podwodna jednostki to 572 tony, długość 47,2 metra, zaś szerokość - 4,9 metra. Okręt brał udział w różnych misjach NATO.

Zdjęcia autorstwa Krzysztofa Miłosza pochodzą ze strony internetowej 3 FLOTYLLI OKRĘTÓW im. komandora Bolesława ROMANOWSKIEGO (http://3fo.wp.mil.pl/pl/4_625.html).

Dział: Odkrywcy
czwartek, 23 listopad 2017 18:24

Echa przeszłości. Na tropie drawskiego lotniska

Mamy kolejne intrygujące informacje od miłośnika historii regionu drawskiego Eugeniusza Piecewicza. Jest w nich wojenne lotnisko w okolicy Drawska Pomorskiego, zatopione militaria, a nawet Bursztynowa Komnata. Wkrótce napiszemy też o drugim sygnale w sprawie dawnego lotniska otrzymanym od innego uczestnika Akcji.
E. Piecewicz: „W odpowiedzi na zapytanie zawarte w ramach Akcji Exploracyjno - Historycznej Jezioro Tajemnic, zamieszczone w Biuletynie Starosty Drawskiego z października 2017 roku: czy w Drawsku Pomorskim mogło być lotnisko? Pytanie zostało postawione w związku z odnalezieniem w trakcie remontu budynku w mieście dokumentów: książeczki zaświadczającej o przynależności do Klubu Szybowcowego wraz z odcinkami dowodów wpłat składek członkowskich. Na pytanie to odpowiadam twierdząco. Było i nadal istnieje.
Ogołocone z całej niezbędnej infrastruktury: oznakowanie, oświetlenie pasa naprowadzającego i towarzyszących budowli, pozostaje trawiastym pasem startowym o szerokości 30 metrów i długości około 1 kilometra. Usytuowane jest na niedokończonej trasie autostrady (Berlinki) w Gajewie z nalotem i startem ukierunkowanym na wody jeziora Małe Dołgie.
Drugie lotnisko (przystosowane do współczesnych samolotów odrzutowych) znajduje się na tej samej trasie przy dojeździe do Szczecina. Położenie takie, w 1944 roku spowodowało upadek wkrótce po starcie transportowego Dorniera w jego wody. Samolot ten został przeładowany ciężkimi skrzyniami, które dowiozły na pas startowy ciężarówki. Przeładowywali je niewolnicy budujący autostradę. Dzisiaj rozrzucone na dnie jeziora spoczywają na głębokości 16 metrów oczekując na dalsze spełnienie swego losu.
Pomyślmy o ich wydobyciu. Być może skrywają fragmenty zaginionej słynnej bursztynowej komnaty. Spróbujmy też zinwentaryzować i ustalić dokładny przebieg trasy tajemniczej konstrukcji zbudowanej z okazałych pali drewnianych, ciągnącej się na całej szerokości jeziora w jego najwęższym środkowym miejscu.


Wysłana przeze mnie próbka drzewa jednego z pali do Instytutu Archeologii Uniwersytetu w Toruniu nie wykazała cech starożytnego pochodzenia. Naukowcy zezwolili nam na penetrację tego stanowiska. W północnej części jeziora, na głębokości 5 m (50 m od brzegu), w miejscu dokładnie zlokalizowanym przez sonar spoczywa na dnie stalowy obiekt o przeznaczeniu militarnym (działo lub czołg) wyposażony w lufę armatnią. O pomoc w jego wydobyciu moglibyśmy się zwrócić do wojsk sojuszniczych, ćwiczących na naszym poligonie. W swej pamięci zachowałem wspomnienia z przeszłości, doskonałej współpracy w podobnej sprawie z wojskami amerykańskimi i włoskimi.”.
Dziękujemy za ten sygnał. Czy znajdą się śmiałkowie, którzy sfilmują pod wodą wspomniane przez E. Piecewicza obiekty?
Jezioro Małe Dołgie znajduje się w pobliżu drogi z Drawska Pomorskiego do Łobza. Po ok. piątym kilometrze przejeżdżamy obok jeziora, na wysokości wsi Gajewko w sołectwie Zagozd. Nieopodal leży też opuszczona osada Golina. Od strony Drawska Pomorskiego miała przebiegać tamtędy autostrada Berlin – Królewiec, czyli tzw. „Berlinka”.

Jezioro Dołgie Małe. Źródło: Google Maps.
Jezioro Dołgie Małe. Źródło: Google Maps.
Dział: Odkrywcy
poniedziałek, 13 listopad 2017 20:10

Prelekcja w kaliskim Liceum o tajemnicach rodziny Wittchow

Z niedawno odnalezionych dokumentów wynika, iż w dużej mierze do budowy Kalisza Pomorskiego przyczynili się Albert i Wilhelm Wittchow. W oparciu o te odkryte w archiwach dokumenty kaliscy licealiści pod kierunkiem Bogumiła Kurylczyka i Joanny Mączkowskiej przygotowali opracowanie zatytułowane: „Tajemnice rodziny Wittchow”, które przedstawili na publicznej prezentacji 8 listopada.
Licznie przybyła na nią młodzież oraz dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych - Maciej Rydzewski. Byli także mieszkańcy zaciekawieni historią swojego miasta, a wśród nich zasłużony dla miejscowej oświaty dyrektor Roman Bykowski. Omawiane i pokazywane na ekranie projekty, plany, stare fotografie oraz urzędowe pisma wzbudziły sporo entuzjazmu wśród zgromadzonych. Niektóre dokumenty można było zobaczyć po raz pierwszy.

Prelekcja w kaliskim Liceum o tajemnicach rodziny Wittchow


Na wstępie przypomniano, że rodzina Wittchow, jak żadna inna, przyczyniła się do powstania wielu kaliskich gmachów, z których sporo służy mieszkańcom do dziś. Ród ten wywodzi się od mistrza tkackiego Karla Wittchowa, który był ojcem murarza Johanna, a on z kolei ojcem Alberta urodzonego 29 lipca 1860 r. I jako młodzieniec pomagał Johannowi w budowie siedziby kaliskiego sądu (Amtsgericht), stojącego przy ul. św. Wojciecha. Nabyte umiejętności i niewątpliwie talent oraz zarobione pieniądze pozwoliły mu na otwarcie 1 stycznia 1886 r. własnej firmy „Albert Wittchow – Mauermeister”. Jego pierwszy odnaleziony kontrakt został podpisany w lutym 1887 r. i dotyczył naprawy mostu na rzece w Starej Korytnicy.

Prelekcja w kaliskim Liceum o tajemnicach rodziny Wittchow


W konkluzji prelekcji stwierdzono, iż współcześni mieszkańcy Kalisza Pomorskiego wciąż korzystający z tych wszystkich obiektów, które Albert i Wilhelm Wittchow tu zbudowali lub wyremontowali, nie powinni o tym zapomnieć. Najwymowniejszym wyrazem tej pamięci byłoby bez wątpienia odnowienie grobowca rodziny Wittchow na Starym Cmentarzu, co już przed rokiem zainicjowali wraz z licealistami: Bogumił Kurylczyk i Joanna Mączkowska.
Bogato ilustrowaną prelekcję można poznać na stronie internetowej www.kalisz.liceum.pl (w zakładce „Nasz przewodnik”). To już siódma kaliska tajemnica odsłaniana tam w ramach projektu „Nasza Mała Ojczyzna” realizowanego we współpracy Stowarzyszenia „Jesteśmy Razem” z Gminą Kalisz Pomorski.

Prelekcja w kaliskim Liceum o tajemnicach rodziny Wittchow
Dział: Kalisz Pomorski
środa, 08 listopad 2017 21:22

Potop szwedzki zaczął się w Siemczynie

To nie żart. Zaledwie kilka kilometrów od dzisiejszego Czaplinka siedemnaście tysięcy szwedzkich wojaków przekroczyło granicę i wtargnęło na polskie ziemie. Wzmianki o tym wydarzeniu znalazły się nawet w słynnej trylogii „Potop”.
- Co jeszcze ciekawsze, tym traktem maszerowała też zwycięska dywizja Stefana Czarnieckiego wracającej z duńskiej wyprawy. Stary trakt prowadził na zachód do Złocieńca przez Puszczę Polską (Pohlen Heide) i Polski Most (Pohlen Br.) na Drawie. Można zatem powiedzieć, że wieś Heinrichsdorf (obecnie Siemczyno) jest symbolicznym początkiem i końcem czasu potopu szwedzkiego – pisze Robert A. Dyduła z Pałacu Siemczyno, uzupełniając wypowiedź niżej zaprezentowanymi materiałami.
Drogę obecnie biegnącą z Siemczyna do Złocieńca wybudowano w połowie XIX w. Wcześniej przez wieki droga z Heinrichsdorf (dawna Rzeczpospolita) do Falkenburga (dawna Marchia Brandenburska) biegła traktem gruntowym między jeziorami Krosino i Wilczkowo, a sama granica między tymi państwami przebiegała wzdłuż rzeki Drawy, dzieląc również na połowę jeziora Krosino i Wilczkowo. Tym właśnie traktem przemaszerowała armia szwedzka. Dowodzona ona była przez feldmarszałka Arvida Wittenberga, która zaatakowała Rzeczpospolitą, rozpoczynając tzw. potop szwedzki. Miało to miejsce 21 lipca 1655 r.


Historyk Ludwik Kubala w swoich szkicach historycznych tak opisuje potop szwedzki:
Gdy posłowie polscy wracali ze Szwecyi do Gdańska, feldmarszałek Wittenberg, zgromadziwszy 17.000 ludzi, przeważnie Niemców, i mając od kurfirsta pozwolenie przemarszu przez branderbruskie Pomorze, przekroczył 21 lipca z 72 działami, wśród dźwięków trąb i huku kotłów, pod Heinrichsdorfem granicę Polską i stanął obozem pod Tempelburgiem, pół mili od Drahimia.
Henryk Sienkiewicz także ujął to wydarzenie w formie literackiej w drugiej części trylogii pt. „Potop”:

Potop szwedzki zaczął się w Siemczynie
Stara mapa okolicy

Na koniec, w dniu 21 lipca, w lesie pod wsią Heinrichdorfem ujrzały zastępy szwedzkie po raz pierwszy słup graniczny Polski. Na ten widok całe wojsko uczyniło okrzyk ogromny, zagrzmiały trąby, kotły i bębny i rozwinęły się wszystkie chorągwie. Wittenberg wyjechał naprzód w asystencji świetnego sztabu, a wszystkie pułki przechodziły przed nim prezentując broń, jazda z dobytymi rapierami, działa z zapalonymi lontami. Godzina była południowa, pogoda przepyszna. Powietrze leśne pachniało żywicą. Szara, zalana promieniami słońca droga, którą przechodziły szwedzkie chorągwie, wybiegając z heinrichsdorfskiego lasu, gubiła się na widnokręgu. Gdy idące nią wojska przeszły wreszcie las, wzrok ich odkrył krainę wesołą, uśmiechniętą, połyskującą żółtawymi łanami zbóż wszelakich, miejscami usianą dąbrowami, miejscami zieloną od łąk. Tu i ówdzie z kęp drzew, za dąbrowami, hen! Daleko podnosiły się dymy ku niebu; na potrawach widniały pasące się trzody. Tam gdzie na łąkach przeświecała woda rozlana szeroko, chodziły spokojnie bociany. Jakaś cisza i słodycz rozlana była wszędzie po tej ziemi mlekiem i miodem płynącej.
Opisywane miejsce stanowi Przystanek 20. Henrykowskiego Szlaku w Siemczynie, który został przygotowany przez „Pałac” w ramach promocji tej historycznej wsi. O szlaku można przeczytać m.in. tutaj: http://www.palacsiemczyno.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=136&Itemid=256&lang=pl
Hotel „Pałac Siemczyno” jest Partnerem Akcji „Jezioro Tajemnic”.

 

Dział: Odkrywcy

Niedawno do Starosty Drawskiego Stanisława Kuczyńskiego prowadzącego Akcję „Jezioro Tajemnic” wpłynęła nietypowa prośba o podjęcie historycznego śledztwa.
„Zlecenia” podjęli się detektywi historii związani z Akcją. Z błyskawicznym sukcesem!
- Szanowni Państwo. Uprzejmie proszę o pomoc w lokalizacji miejsca pochówku mojego Wuja Edwarda Kępińskiego żołnierza WP, który poległ na polu walki 2 marca 1945 r. i został pochowany "...w ogrodzie koło radiostacji 200 mtr. od lotniska Szenfeld, pow. Dramburg, woj. Pomorskie." Powiadomienie jest z 8 czerwca 1945 roku – napisał w e-mailu Janusz Góra ze Stasina gm. Konopnica w powiecie Lubelskim.


Sprawa został skierowana do drawskiego regionalisty i Ambasadora Akcji Jezioro Tajemnic Wiesława Piotrowskiego, który zaprosił do współpracy innego miłośnika historii i korespondenta Akcji Marcina Roszaka z Zarańska. Ten bez namysłu zgodził się podjąć wyzwanie. Pan Roszak zajął się ustalaniem faktów. Po kilkudniowych badaniach sprawa pozornie beznadziejna została zakończona pełnym sukcesem.

Piotrowski i Roszak odnaleźli miejsce pochówki żołnierza Edwarda Kępińskiego.


Pana Janusza poinformował o nim Pan Marcin Roszak również pocztą elektroniczną:
- Pana krewny, Pan Edward Kępiński, syn Franciszka, urodzony w 1924 roku w miejscowości Stasin powiat Bełżyce, przydział wojskowy 5 pułk piechoty 2 Dywizji LWP, służył w stopniu starszego szeregowego. Zginął w Borujsku niem. Schonefeld. Obecnie miejscowość nazywa się Żeńsko. Jeżeli chodzi o dokładną datę śmierci, to 2 marca jest datą nieprawdziwą. Pana krewny zginął prawdopodobnie dzień wcześniej, 1 marca podczas natarcia na Borujsko. Walki o tą miejscowość były bardzo ciężkie, trwały od początku lutego. Można je uznać za jedne z najkrwawszych na pozycji ryglowej. Borujsko zostało wyzwolone 1 marca o godzinie 16.10. Gdyby był Pan zainteresowany tym zagadnieniem, chętnie podeślę materiały. Podana data śmierci 02.03.1945r. jest faktycznie datą obliczania strat. Robiono tak zawsze po zakończeniu walk. Nikt w ferworze walki nie liczył poległych. Pana krewny wraz z innymi poległymi został faktycznie pochowany w ogrodzie niedaleko lotniska. Była to zbiorowa mogiła, w późniejszym czasie ekshumowano szczątki i przeniesiono na 17 Cmentarz Wojskowy w Drawsku Pomorskim. Dziś znalazłem grób Pańskiego wujka. Miał zaledwie 21 lat jak zginął. Pełnia życia. Poświęcił ją abyśmy mogli żyć w wolnej, niepodległej Polsce. Pierwszego listopada zapalę znicz na jego grobie, myślę, że jestem mu to winny. Zrobię to też w imieniu Pana i Pana rodziny.

Piotrowski i Roszak odnaleźli miejsce pochówki żołnierza Edwarda Kępińskiego.


Na odpowiedź ze Stasina nie trzeba było długo czekać:
- Dziękuję serdecznie w imieniu własnym i Rodziny za Pana zaangażowanie i odnalezienie mogiły mojego Wuja jak i informację o prawdopodobnych okolicznościach jego śmierci. Z wdzięcznością skorzystam z informacji które Pan jeszcze posiada jak i z tych które Pan ma otrzymać. Być może jak zdrowie dopisze to w lecie postaram się przyjechać do grobu Wujka, a wtedy może będę miał okazję osobiście Panu podziękować. Życzę Panu i najbliższym dużo zdrowia i zadowolenia. Pozdrawiam serdecznie. Podsyłam też wiersz który kiedyś napisałem ku pamięci Wujowi i innym zapomnianym Bohaterom.

Piotrowski i Roszak odnaleźli miejsce pochówki żołnierza Edwarda Kępińskiego.


Panowie Piotrowski i Roszak odnowili także napis na nagrobku. Postanowili również dopilnować, aby pierwszego listopada zapłonął znicz na grobie odnalezionego żołnierza. Pan Marcin zapowiedział wystąpienie do Centralnego Archiwum Wojskowego o udostępnienie przebiegu służby Pana Edwarda. Czeka też na informację odnośnie daty ekshumacji w Borujsku i ponownego pochówku na cmentarzu w Drawsku Pomorskim.

Piotrowski i Roszak odnaleźli miejsce pochówki żołnierza Edwarda Kępińskiego.

Zapomnianym bohaterom


„Gdy spotkasz mogiłę przy drodze
to będzie mój grób.”
nie wie zwykły przechodzień,
że pomnik bohatera jest tu.


On poszedł dla prostej przyczyny
by walczyć o cały swój Lud
by dzieci się polskie chowały
by na granice nie nastawał wróg.


Poszedł, choć życie mu miało
dostarczyć miłości i chwały,
radości z sukcesów codziennych,
patrzenia na wnuków wspaniałych.


Zimne żelazo wziął w ręce,
które mogły pieścić namiętnie.
Wypuszczał ogniem ziejące strzały,
choć mogły być całusem wspaniałym.


Legł w mokrych okopów kanały,
zamiast objęciach dziewczyny kochanej,
zamiast uniesień miłosnych dozgonnych,
ciężar juków niesionych wyzwań.


Gradem kul – kwieciste pole porasta
niebo przytłacza żelastwem bezprawia
tylko ziemia przytulić Cię może,
bo życie - na kaprys zakrawa.


Serce bije – to strach na umieranie,
ciało mokrym potem obmyte
tylko w duszy jeszcze kołacze
- ja mojej rodziny rozbitkiem.


Zrywa się w pędzie szalonym,
by wroga dopaść znienacka,
by śmierci być wyprzedzonym
i przetrwać w tej hekatombie racji.


Nim dopadł gwizd kuli,
Serce przeszył piekący ból.
Krew zbroczyła polski mundur.
Żołnierz nowej wędrówki podjął trud.


Wolność - to gest od zuchwałych,
Wolność - to ciągły odważny bój,
Wolność – to nie puste słowa,
Wolność – to też codzienny trud i znój.


Zapal świeczkę na przydrożnej mogile,
zadumaj się losem - jego i swym,
odmów w skupieniu paciorek,
bo on jest – kim mógłbyś być Ty.

Wujkowi Edwardowi Kępińskiemu poległemu w 1945 roku na Wale Pomorskim i innym zapomnianym bohaterom
Siostrzeniec J.G.

Edward Kępiński, powiedział te słowa bratu Czesławowi obchodząc na wojnę.

Piotrowski i Roszak odnaleźli miejsce pochówki żołnierza Edwarda Kępińskiego.


Na czarno-białych zdjęciach - Edward Kępiński
Na zdjęciu kolorowym: Detektywi historii. Z lewej - Wiesław Piotrowski - z prawej Marcin Roszak.

Dział: Odkrywcy
czwartek, 02 listopad 2017 19:36

Trzynasta wyspa: Wyspa Wiedźmy na jeziorze Drawsko

Czy w XXI wieku można jeszcze odkryć wyspę? I to na jeziorze? Okazuje się, że tak. Jest trzynasta wyspa na jeziorze Drawsko!
W powszechnie dostępnych opisach Drawsko występuje jako jezioro, na którym znajduje się dwanaście wysp. Wszystko wskazuje na to, że trzeba będzie te dane zweryfikować.
- Jako regionalny pasjonat i historyk udałem się na ekspedycje fotograficzne na granice byłego powiatu wałeckiego w XV w., w celu zlokalizowania czy okoliczne wyspy posiadają jakieś znamiona historii, jak również poszerzenia wiedzy o życiu na wyspach w naszym regionie – pisze do Ekipy Jeziora Tajemnic Robert Kraszczuk z Wałcza. - Stawiając sobie tezę iż wyspy w powiecie wałeckim jak i w okolicach stanowiły miejsce zamieszkania i użytkowania w celach świątynnych, obronnych czy gospodarczych. W dniu 08.10.1017 przeprowadziłem kwerendę zdjęciową następnych 11 wysp, związanych z granicami powiatu wałeckiego z XV w. Jako że Drawsko w tamtym czasie należało do terenu naszego powiatu, postanowiłem ekspedycje tam poczynić.


Jak wskazuje Pan Robert, wyspa znajduje się pomiędzy wyspami Mokrą, a Środkową. Mimo dużego stanu wody jest to bardzo stały, suchy grunt, po którym można śmiało chodzić. Na wyspie jest gniazdo łabędzie. Choć jest ona niewielka, zdaniem pasjonata na pewno powinna być już uwzględniona.

Trzynasta wyspa: Wyspa Wiedźmy na jeziorze Drawsko


- Została przez nas ochrzczona jako „Wyspa Wiedźmy” – dodaje. W opisywanym zwiadzie wzięli udział również Piotr Wojtanek , historyk i regionalista z Wałcza, Ryszard Ogrodnik i Cezary Kaczmarczyk z „Bractwa Rycerzy Bezimiennych - Drużyny Wojów Grodu Wałcz”. - Mimo kilku godzin na wiosłach i zmienności pogody, nieraz ostrego wiatru i wlewającej się wody do łodzi, daliśmy radę, chodź strach w oczy wiał. Trzeba było dwa razy się ratować i uciekać w trzcinowisko i raz ostro stawić się falom.
Te poczynania są kontynuacją tych, które rozpoczęły się w 2012 r. w związku z poznaniem dawnych dziejów wysp ziemi wałeckiej i jej okolic. Dotychczas zweryfikowano 53 stanowiska.
Robert Kraszczuk obiecuje, że w jego najnowszej publikacji wyspa będzie już oficjalnie wzmiankowana.

Dział: Odkrywcy
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Prywatności
Jak wyłączyć cookies?   
ROZUMIEM